Więzienny strażnik ujawnia kulisy prowokacji. Nagrywał bicie i gwałt za "solidną sumę"


Prokuratura Gruzji ujawniła zeznania Dawida Akobii, jednego ze strażników więziennych zamieszanych w sprawę nagrywania przemocy wobec osadzonych w więzieniu w Tbilisi. Ujawnienie nagrań wywołało demonstracje opozycji na ulicach Tbilisi. Władze twierdzą, że to prowokacja przed wyborami 1 października.

Akobia zeznał, że propozycję nagrania za "solidną sumę" pobicia więźnia dostał od inspektora bezpieczeństwa w więzieniu Borysa Paruławy. Zgodnie ze scenariuszem, nagrania wysłano do przebywającego w Belgii byłego pracownika więzienia Władimira Bedukadzego.

Następnie Bedukadze zaproponował Akobii wyjazd za granicę. - Powinienem wyjechać z Gruzji 18 lub 19 września, udać się do Armenii, a stamtąd na Ukrainę. Tam miał na mnie czekać Bedukadze i pomóc mi materialnie - zeznał Akobia.

Według doniesień gruzińskich mediów, Akobię zatrzymano na granicy z Armenią 19 września.

Kolejni zatrzymani

Prokuratura twierdzi, że Akobia chce być teraz świadkiem koronnym i zeznawać przeciwko pozostałym członkom prowokacji.

Dotychczas aresztowano w związku ze sprawą 10 osób. Wśród nich jest wysoki urzędnik ministerstwa nadzorującego więziennictwo oraz dyrektor więzienia, w którym nagrywano przemoc wobec osadzonych.

Za Bedukadzem, który przekazał nagrania dwóm telewizjom należącym do lidera opozycji, wydano list gończy. "Le Monde" informuje, że Gruzin zamierza ubiegać się o azyl w Belgii.

Wideo jako oręż wyborczy

Po wyemitowaniu we wtorek wieczorem nagrań z więzienia na ulice Tbilisi wyszły tłumy zwolenników opozycji. Władze twierdzą, że potwierdza to tylko, iż wykonanie nagrań i ich emisja to przygotowana wcześniej akcja opozycji.

Według MSW jeden z osadzonych, powiązany z przywódcą opozycji i miliarderem Bidziną Iwaniszwilim, zapłacił funkcjonariuszom za zaaranżowanie i sfilmowanie sytuacji znęcania się nad więźniami.

W pokoju jednego z aresztowanych funkcjonariuszy więziennych znaleziono 17 tys. dolarów w gotówce i sprzęt do nagrywania. Zleceniodawcą miał być Tamaz Tamazaszwili. Jego syn kandyduje z listy głównej partii opozycji, a zięć jest doradcą Iwaniszwilego.

To właśnie kanały telewizyjne należące do tego ostatniego wymitowały nagrania. Na kilkanaście dni przed wyborami Iwaniszwili zapowiada, że wyprowadzi ludzi na ulice, jeśli wyniki wyborów zostaną sfałszowane. Już teraz można być pewnym, że główna siła opozycji, oskarżana często o kontakty z Kremlem, nie uzna wyniku głosowania, skoro Iwaniszwili przekonuje, że liczy na 40-60 proc. głosów. Sondaże dają mu góra 20 proc.

Autor: //gak / Źródło: RIA Novosti, tvn24.pl

Raporty: