Mark i Caroline Gittins, małżeństwo z Wielkiej Brytanii, chcieli uczcić 60. urodziny mężczyzny na Maderze. Podróż samolotem powinna trwać niecałe cztery godziny. Jednak zamiast tego para spędziła 15 godzin, próbując dotrzeć na portugalską wyspę, tylko po to, aby skończyć z powrotem tam, gdzie swoją podróż zaczęła.
Mark i Caroline Gittins przybyli na londyńskie lotnisko Gatwick o 3.40 rano w niedzielę. Ich lot był opóźniony o około godzinę, ale w końcu udało im się wylecieć. Na początku lotu pasażerowie zostali poinformowani o silnym wietrze nad Maderą, ale kapitan powiedział, że ma nadzieję, że to ustąpi.
Później ogłoszono, że samolot został przekierowany na Teneryfę ze względu na złe warunki pogodowe. - Nie byliśmy zbyt zaniepokojeni, powiedziano nam, że nie jest to nic niezwykłego, i że prawdopodobnie będziemy uziemieni na lotnisku na Teneryfie przez kilka godzin, zanim udamy się na Maderę - powiedział Mark Gittins.
Stało się jednak inaczej. Samolot wystartował ponownie, ale zamiast Madery, skierował się z powrotem do Gatwick, gdzie dotarł o godzinie 18 tego dnia.
"Całkowicie surrealistyczna" podróż
Gittins powiedział BBC, że całe doświadczenie było "trudne do uwierzenia". - Spędzić 15 godzin w podróży, kiedy celem jest właściwie twój własny dom, to jest całkowicie surrealistyczne i jesteśmy w szoku - powiedział. - Gdyby ktoś powiedział, że taki będzie efekt podróży, nigdy byśmy w to nie uwierzyli - dodał.
Mężczyzna powiedział BBC, że ma "poważny problem" ze sposobem, w jaki EasyJet potraktował ich w drodze powrotnej do Wielkiej Brytanii. - Największym problemem były wszystkie fałszywe obietnice ze strony linii lotniczej - relacjonował.
- Podczas lotu powrotnego kapitan i stewardzi lotniczy ciągle nas uspokajali, mówiąc, że zorganizują alternatywne loty, zakwaterowanie, bony żywnościowe i że zabiorą nas z powrotem na Maderę, ale nic z tego nie miało miejsca. Po prostu wysadzili nas w Gatwick, bez żadnej informacji - dodał.
Małżeństwo przekazało, że otrzyma zwrot pieniędzy od TUI, biura podróży, w którym zarezerwowali wakacje. Udało im się też zaplanować inną wycieczkę last minute do Francji, aby uczcić urodziny pana Gittinsa. Dodali jednak, że czują się "całkowicie opuszczeni" przez EasyJet. - Nie sądzę, że powinni podnosić oczekiwania ludzi w ten sposób i dawać te wszystkie fałszywe nadzieje, że mają zamiar dotrzeć do miejsca docelowego następnego dnia - oświadczyło małżeństwo.
EasyJet przeprosił, ale zaznaczył, że bezpieczeństwo klientów i załogi jest jego priorytetem. "Bezpieczeństwo i dobre samopoczucie naszych klientów i załogi jest najwyższym priorytetem EasyJet, a nasza załoga zrobiła wszystko, co możliwe, aby zminimalizować wpływ zakłóceń dla klientów, zapewniając bezpłatne przekąski na pokładzie" - oświadczył rzecznik linii.
Tysiące odwołanych lotów. Dyrektor operacyjny Easyjet rezygnuje ze stanowiska
Na początku lipca dyrektor operacyjny brytyjskich linii lotniczych EasyJet Peter Bellew zrezygnował ze stanowiska po serii odwołanych lotów i zakłóceniach w funkcjonowaniu linii w ostatnich tygodniach. EasyJet informowały w czerwcu, że zmniejszą liczbę połączeń w kluczowym okresie letnim w reakcji na braki kadrowe, z którymi zmaga się wiele lotnisk w Europie.
Problemy występują między innymi na londyńskim lotnisku Heathrow, które we wtorek poinformowało o wprowadzeniu dziennego limitu podróżnych w sezonie letnim. Od 12 lipca do 11 września z lotniska będzie mogło skorzystać maksymalnie sto tysięcy podróżnych. W ostatnich tygodniach branża lotnicza w całej Europie zmaga się z poważnymi problemami kadrowymi.
Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: Serenity-H/Shutterstock