"Mam nadzieję, że nikogo tam na dole nie zabiliśmy!". Miało ich nie być, a są

"Nie dla wielkich statków" od ośmiu lat protestuje na weneckiej lagunieComitato Nograndinavi

Jest wielki. Na tle weneckich budynków - karykaturalnie wielki jak fala tsunami w filmach apokaliptycznych. Mieści nawet 3,5 tysiąca ludzi, którzy wpadają do centrum na lunch i piwo. Władze Włoch w 2017 roku zapowiedziały, że przestaną wpuszczać wycieczkowce na miejską lagunę, tymczasem statki nie przestają zawijać do jednego z piękniejszych portów świata. A chętnych na rejsy wciąż przybywa.

275 metrów długości, 32 szerokości - wycieczkowiec MSC Opera w ubiegłą niedzielę stracił sterowność i wbił się w mniejszy statek, a potem w nabrzeże na kanale Giudecca. Kapitan zdążył zatrąbić, ale na odbicie sterem nie było szans.

- Mam nadzieję, że nikogo tam na dole nie zabiliśmy! Jezu Chryste, wiem! - komentowało brytyjskie małżeństwo, które znajdowało się na pokładzie giganta, kiedy ten zahaczał prawym bokiem o mniejszy statek turystyczny.

O mały włos. Włos miał 100 metrów

Nie zabili. W wypadku nikt nie zginął. Cztery osoby przewieziono jednak do szpitala. Włoska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie spowodowania wypadku, śledczy zabezpieczyli tak zwaną czarną skrzynkę, przesłuchują kapitana i pilota, który wprowadził wycieczkowiec w lagunę.

- To cud, że nikt nie zginął. Gdyby to niespodziewane odbicie steru wydarzyło się 100 metrów wcześniej, statek uderzyłby w Fondamenta delle Zattere [deptak z restauracjami, kawiarenkami, przystankami tramwaju wodnego – red.] i wydarzyłaby się ogromna tragedia - mówi Marco Baravalle ze stowarzyszenia Nograndinavi [po włosku "Nie dla wielkich statków"].

- Wypadek tylko potwierdził to, o czym mówimy od ośmiu lat. Wielkie statki rejsowe są ogromnym zagrożeniem dla miasta. Z takimi gigantami naprawdę nigdy nie ma stuprocentowej pewności bezpieczeństwa - komentuje.

Prace skończyły się na planach

Jeszcze w 2017 roku światowe media przekazywały: wielkie wycieczkowce nie będą miały możliwości wpływania w kanał Giudecca i żaden z nich nie zbliży się już do basenu przy placu Świętego Marka.

Wenecja i kanał Giudecca, w którym doszło do wypadkuGoogle Maps/tvn24.pl

Debaty trwały lata - lata strajków ekologów, apeli organizacji. W Rzymie zwołano specjalną komisję, w której skład wszedł między innymi burmistrz Wenecji. Wyniki obrad ogłosił ostatecznie ówczesny minister transportu Graziano Delrio. Komisja zastrzegła jednak, że prace nad projektem mogą potrwać trzy, cztery lata.

Z tego, co udało nam się dowiedzieć we włoskim ministerstwie transportu, skończyło się na planach. – Decyzja podjęta w 2017 roku nie miała żadnego dalszego ciągu w formie projektu. Została ogłoszona ustnie, ale nie spełniła żadnych politycznych wytycznych – wyjaśnia Ulisse Spinnato Vega, rzecznik ministra Danilo Toninellego.

Jak mówi, ministerialny dekret już w 2012 roku zabronił wpływania do centrum Wenecji statkom o tonażu powyżej 40000. [Wbrew nazwie to miara objętości, a nie masy statku; obecnie wyraża się ją w jednostkach niemianowanych, dawniej używało się tzw. ton rejestrowych. MSC Opera po przebudowie, która zakończyła się w 2015, ma tonaż brutto 65591 - red.]. Zakaz został później zawieszony "w oczekiwaniu na opcję alternatywną". Aktualnie rozporządzenie władz portowych w Wenecji dopuszcza maksymalny tonaż 96000. – Władze portu uzależniają też jednak wydanie pozwolenia od innych czynników, takich jak masa wody przemieszczonej przez statek lub wysokość jego kadłuba – precyzuje Spinnato Vega.

To był statek z grupy "mniejszych"

A im kadłub wyższy, tym bardziej ekskluzywna robi się wycieczka.

- Wpłynięcie i wypłynięcie z Wenecji należy do najbardziej spektakularnych rejsów na świecie. Ze względu na widok placu Świętego Marka i całej weneckiej starówki. A im statek wyższy, tym piękniejszy widok – mówi Paweł Żytnowski, menedżer biura podróży Adventure & Cruises, przedstawiciel linii MSC w Polsce.

Wycieczkowce to prawdziwa gratka dla turystów, którzy chcą w kilka dni zwiedzić kilka pięknych miast, jednocześnie nie ruszając się z miejsca.

MSC Opera - taki jak z wypadku na kanale Giudecca - ma na pokładzie bary, restauracje, teatr (codziennie 45 minut widowiska), baseny, jacuzzi, siłownię. Zajęcia porannego aerobiku i stretchingu codziennie rozbudzają pasażerów, później są lekcje tańca, a nawet wybory mistera rejsu. 2,5 tysiąca gości ma do dyspozycji łącznie 10 pokładów, a całość obsługuje około 700 osób załogi.

MSC Opera obok mniejszego statku, w który uderzyłVigili del Fuoco/Twitter

Opera należy do tych "małych" wycieczkowców. - Może pomieścić do 2,5 tysiąca ludzi, są też takie średniej wielkości, którymi może płynąć do 3,5 tysiąca, no i duże - nawet do 5,5 tysięcy ludzi - wylicza Żytnowski. Te ostatnie nie mogą wpływać do centrum Wenecji.

Czy ostatni, pechowy weekend - który przypadł w tym roku w Festa della Sensa, czyli tradycyjne obchody zaślubin Wenecji z morzem - sprawił, że klienci odwołują zaplanowane wycieczki? Raczej nie. – Spodziewaliśmy się większej liczby zapytań i wątpliwości, ale napisał do nas tylko jeden pan. Był zmartwiony tym, że ma wykupiony rejs właśnie do Wenecji – mówi Żytnowski. Z tego, co obserwuje, liczba chętnych na wakacje wycieczkowcami wciąż rośnie.

A i sama Wenecja nie przestanie wpuszczać statków do zatoki. Kapitanowie będą wpływać w kanał Giudecca tak długo, aż nie zakaże im tego ministerialny lub miejski papier. Na który się nie zanosi. – Obecnie wybieramy najlepszy z projektów, który przekieruje statki z Giudecci [na inny kanał – red.]. Projekt zostanie poddany publicznej debacie, do pełnej realizacji będzie potrzebne kilka lat. Z dostępnych alternatyw rozważa się cumowanie statków w Chioggi lub na San Nicolo – przekazuje rzecznik ministra transportu.

Jak nie wiadomo, o co chodzi...

- Wenecja nie odetnie sobie źródła wycieczkowców, bo to bardzo nakręca całą gospodarkę turystyczną miasta. Sama w sobie jest bardzo atrakcyjna, jeśli do tego jednego dnia dopływa tam dziesięć tysięcy pasażerów statkami, wtedy faktycznie się korkuje i jest niekomfortowo, ale moim zdaniem te statki będą dalej wpływać do Wenecji – ocenia Żytnowski.

Każdy statek to opłaty portowe sięgające tysięcy euro za jedno cumowanie. Wlicza się w nie korzystanie z nabrzeża, wodociągu, służb przy brzegu i wszystkich osób zaangażowanych w czynności manewrowe statku. Do tego dochodzi opłata za miejscowego pilota.

- To nie tak, że kapitan sam wpływa do portu. Przed wejściem dopływa motorówka z pilotem, który jest lokalnym kapitanem, a ten doskonale orientuje się w głębokości, prądach i jest w kontakcie z służbami, które są na miejscu. Ten pilot wprowadza statek, który parkuje w porcie - mówi przedstawiciel MSC.

Według danych ministra transportu wśród weneckich gondoli parkuje ponad 500 statków rocznie.

Spaliny, fale, ruchy dna

- Nigdy ich nie lubiłam. Są gigantyczne i głośno trąbią. To nie jest coś, co mija się z uśmiechem, kiedy spacerujesz wzdłuż kanału – mówi pochodząca z Wenecji Mara Cimatoribus. - Rozumiem, że przywożą turystów, którzy są i czymś dobrym, i czymś złym. Wspierają lokalny biznes, ale czasem masz wrażenie, że nie możesz prowadzić codziennego życia, ich jest po prostu za dużo – dodaje.

Z jeszcze większą niechęcią mówią o wycieczkowcach aktywiści ze stowarzyszenia "Nie dla wielkich statków". - Uważamy, że powinny zostać całkowicie wyrzucone z Laguny Weneckiej. Są jak wielkie, pływające miasteczka. Oprócz oczywistego zanieczyszczania powietrza każde ich wpłynięcie do portu powoduje wielkie fale, ruchy wodne, które podnoszą dno, pogłębiają je i przesuwają pasy piasku i błota w inne miejsca, co zwyczajnie zaburza równowagę laguny – tłumaczy Baravalle.

"Nograndinavi" organizuje protesty na wodzieComitato Nograndinavi

- Minister do tej pory nie zrobił nic, a nicnierobienie to ciche przyzwolenie na obecny stan rzeczy. 8 czerwca w sobotę organizujemy protest, spodziewamy się sporej liczby ludzi - dodaje.

Od ostatniej niedzieli stowarzyszenie zdobyło poparcie setek mieszkańców Wenecji. Z każdym dniem w oknach i na balkonach pojawiają się kolejne flagi: "Nie dla wielkich statków".

Z raportu opublikowanego we wtorek przez europejską organizację pozarządową działająca na rzecz obrony środowiska Transport&Environment wynika, że Wenecja zajmuje trzecie miejsce - zaraz po Barcelonie i Palmie - wśród najbardziej zanieczyszczonych portów w Europie.

Banksy jak zwykle w punkt

Zakładając, że artysta Banksy ma swojego speca od promowania wizerunku, ten powinien właśnie odbierać konkretną premię. Przeczuł, że statek MSC Opera nie wyhamuje?

Jeśli wierzyć w jego instagramowy wpis, na tydzień przed wypadkiem odwiedził weneckie Biennale, choć nikt go tam nie zapraszał. Opublikował krótkie wideo z wizyty. Widać na nim mężczyznę w czapeczce, który wózkiem na kółkach przywozi swoje prace i rozstawia się z nimi na chodniku. – To nawet lepsze niż to, co widziałyśmy podczas Biennale – komentują przechodnie nagrywani przez ukrytą kamerę.

Mówią o zlepku kilku weneckich widoczków, które złączone w całość jak puzzle tworzą jeden wielki obraz statku rejsowego.

Po wypadku przeciwko wizytom wycieczkowców opowiedział się też słynny włoski piosenkarz Adriano Celentano. Na swoim blogu opublikował krótki filmik, w którym statek wbija się w Pałac Dożów.

W wizji artysty statek niszczy plac Św. Markayoutube.com/ Adriano Celentano Official

Historyczne centrum Wenecji zamieszkuje około 60 tysięcy ludzi. Według danych włoskiego ministerstwa transportu samymi statkami rejsowymi dociera do miasta 1,5 miliona turystów rocznie.

Autor: Wanda Woźniak\mtom\kwoj / Źródło: Corriere della Sera, TVN 24

Źródło zdjęcia głównego: Comitato Nograndinavi