- Nie mogłem wstać, próbowałem osłonić głowę rękami. Nie wiem, jak długo mnie kopali - powiedział demonstrant zaatakowany w środę przed ambasadą Turcji w Waszyngtonie. Brytyjski dziennik "The Guardian" sugeruje, że za agresywnym atakiem stoją ochroniarze prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana.
- Przeklinali nas, przeklinali moją żonę, moją matkę, siostrę i babcię - powiedział "Guardianowi" Seid Riza Dersimi, uczestnik protestów. - Nagle wokół nas zebrało się więcej mężczyzn, niektórzy byli w garniturach, inni w mundurach khaki - powiedział. Zaatakowali Dersimiego i jego kolegów.
61-letni Dersimi twierdzi, że widział, jak jeden z mężczyzn chwycił kobietę za szyję i zaczął okładać jej twarz pięściami. Kiedy ruszył jej z pomocą, został zaatakowany przez trzech lub czterech oprawców, którzy powalili go na ziemię i zaczęli kopać.
"Tu jest Ameryka, to nie do zaakceptowania!"
Ranny mężczyzna został przewieziony do szpitala. W wyniku ataku "mężczyzn w garniturach", Dersimi doznał urazu głowy i stracił ząb. - To szalone, oni nas kopali, mogłem umrzeć. Tu jest Ameryka, to nie do zaakceptowania, jestem wściekły - mówił oburzony Dersimi.
Transparenty demonstrujących były prowokacyjne - "Panie Trump, prosimy zatrzymaj Erdogana!" "Turcja wspiera ISIS" - jednak w amerykańskich realiach takie małe demonstracje nie budzą kontrowersji.
Wśród protestujących starcy i kobieta z dzieckiem
Grupka protestujących przed turecką ambasadą nie była grupą agresywną. Wśród demonstrantów znajdowały się co najmniej trzy osoby powyżej 60 roku życia i kobieta z dzieckiem - twierdzi
Sceny przemocy wywołały falę krytyki. Caren Borazan, która twierdzi, że jest zaatakowaną kobietą, skomentowała sprawę na Twitterze. "Panie prezydencie Donaldzie Trump, czy mógłby pan nagłośnić kwestię wolności słowa i prawa do pokojowych demonstracji?" - napisała na swoim profilu.
Borazan, która z pochodzenia jest Kurdyjką, powiedziała, że podczas ataku obawiała się o swoje życie. Dodała, że to wydarzenie ukazuje, że "Kurdowie nawet w Stanach Zjednoczonych są narażeni na turecki reżim i terroryzm".
"Powinniśmy wyrzucić ich ambasadora"
- Powinniśmy wyrzucić ich ambasadora z Stanów Zjednoczonych - skomentował sprawę senator John McCain podczas czwartkowego programu telewizyjnego "Morning Joe" MSNBC. - Ludzie którzy dopuścili się pobicia, to nie są zwykli obywatele, to ochrona Erdogana. Ktoś nakazał im, aby pójść i pobić tych pokojowych demonstrantów. Uważam, że ta sytuacja powinna mieć konsekwencje, wliczając w to ustalenie tożsamości tych osób i wniesienie przeciwko nim zarzutów - mówił o napastnikach McCain.
Senator przytoczył również treść skierowanego do Ergodana listu, którego współautorem była senator Dianne Feinstein.
"Agresywny atak pańskich służb bezpieczeństwa na pokojowo nastawionych demonstrantów jest nie do przyjęcia i niestety odzwierciedla sposób traktowania prasy, mniejszości etnicznych i politycznych oponentów przez rząd" - napisał w liście.
"Za atakiem stoją członkowie PKK"
Departament Stanu USA nie potwierdził powiązania napastników z tureckim rządem.
Turecka ambasada w Waszyngtonie stwierdziła natomiast, że protestujący byli "związani z PKK (Partią Pracujących Kurdystanu), którzy dopuścili się agresywnej prowokacji na turecko-amerykańskich obywatelach, którzy pokojowo zebrali się, aby przywitać prezydenta".
Autor: arw\mtom / Źródło: The Guardian
Źródło zdjęcia głównego: VOA