Przez ulice kanadyjskich miast przemaszerowały pokojowe, kilkutysięczne demonstracje Kanadyjczyków i Polaków wzburzonych śmiercią Roberta Dziekańskiego. Polak zmarł po tym, jak został porażony paralizatorem przez policjantów na lotnisku.
Setki ludzi zebrało się w Queen's Park w Toronto. Celem protestu było okazanie solidarności i żądanie sprawiedliwości wobec ofiary tragicznego incydentu - powiedział organizator manifestacji Wojtek Smiegowski, cytowany przez gazetę Toronto Sun.
W Vancouver wiec zorganizował Kongres Polonii Kanadyjskiej. Kanadyjska stacja Radiowa News11:30 podała na stronie internetowej, że uczestniczyło w nim ponad tysiąc osób. Kilku mówców apelowało, by policja zawiesiła stosowanie taserów do czasu, gdy zakończone zostaną śledztwa wszczęte po śmierci Polaka.
To nie akcja polonijna , ale kanadyjska
- To nie akcja polonijna , ale kanadyjska - wyjaśniła Małgorzata Bonikowska z polskiego dziennika "Gazeta" w Toronto. Jak powiedziała, inicjatorami wiecu w centrum miasta byli studenci o polskich korzeniach.
Przemawiając na manifestacji były premier prowincji Ontario Bob Rae nazwał śmierć Roberta Dziekańskiego "straszną i niepotrzebną stratą". Deputowany do parlamentu Borys Wrzesnewskyj powiedział, że śmierć Polaka uderzyła osobiście we wszystkich mieszkańców Kanady.
Na wiecu był również Paul Pritchard - pasażer, który zarejestrował wydarzenia na lotnisku kamerą wideo. Właśnie te zdjęcia podważyły wersję policji i obiegły media, wywołując wzburzenie i pytania o zasadność działań policjantów. Pritchard, któremu uczestnicy wiecu zgotowali gorące powitanie, powiedział, że sceny, które nagrał, pozostaną na zawsze w jego pamięci.
Protest w Toronto odbył się pod hasłem: "Solidarność w sprawiedliwości dla Roberta Dziekańskiego". Przyszło wielu gości, wystąpili politycy, m.in. posłowie oraz radni polskiego pochodzenia.
W piątek premier prowincji Kolumbia Brytyjska Gordon Campbell zadzwonił do matki Roberta Dziekańskiego, by złożyć jej przeprosiny z powodu śmierci syna. Media kanadyjskie informują, że po śmierci Polaka wszczęto w jego sprawie oraz w sprawie sposobu używania taserów co najmniej sześć dochodzeń.
Jak zginął
14 października na lotnisku w Vancouver zmarł 40-letni Polak Robert Dziekański, wobec którego policjanci użyli wcześniej tasera. Po ujawnieniu filmu z tej interwencji sprawa śmierci Polaka trafiła na czołówki światowych mediów.
Robert Dziekański zmarł na lotnisku po przybyciu do Vancouver, gdy policjanci uznali jego zachowanie za agresywne i użyli wobec niego paralizatora. Niedawno ujawniono nagranie wideo, które wskazuje, że mężczyzna nie stawiał oporu i działania policji mogły być nieuzasadnione.
W poniedziałek władze kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska zapowiedziały publiczne dochodzenie w sprawie śmierci Dziekańskiego i użycia paralizatora przez policję. W sprawie tragicznego zajścia na lotnisku swoje własne śledztwa prowadzą służba medycyny sądowej oraz komisja ds. skarg przeciwko policji federalnej.
W czwartek w Kanadzie odnotowano kolejny przypadek zgonu po porażeniu elektrycznym paralizatorem. W więzieniu w Nowej Szkocji zmarł 45-letni mężczyzna. Śledztwo mające ustalić dokładne okoliczności śmierci będzie prowadzić policja federalna.
Tego samego dnia minister sprawiedliwości Nowej Szkocji, Cecil Clarke, podał w komunikacie, że zarządził natychmiastową kontrolę procedur związanych z użyciem paralizatorów. Nie oznacza to jednak moratorium na stosowanie tego środka - zastrzegły lokalne media.
Według Amnesty International, w Kanadzie w następstwie incydentów, w których użyto paralizatora, zmarło już 18 osób.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Internautka Anna Anna Maciaszczyk