W Birmie polała się krew

Aktualizacja:

Birmańska policja otworzyła ogień do protestujących mnichów. Zginęły co najmniej trzy osoby, a wiele jest rannych. Wszystkie mają rany postrzałowe.

Według świadków cytowanych przez agencję Reutera, służby bezpieczeństwa zaczęły strzelać w okolicach pagody Sule w centrum Rangunu. Setki osób w panice chroniło się przed ostrzałem w każdym możliwym miejscu.

Pod pagodą Szwedagon od samego rana gromadzili się demonstranci, którzy chcieli dostać się do świątyni. Policja jednak skutecznie im to uniemożliwiła. Zasieki z drutu kolczastego i uzbrojeni funkcjonariusze okazali się przeszkodą nie do sforsowania. Mimo to mnisi nie zrezygnowali z prób przedarcia się do swoich braci w kompleksie świątynnym.

W odpowiedzi policja użyła gazów łzawiących. Ok. 80 osób zostało aresztowanych.

Wojsko i policja zajęły pozycje również w pobliżu co najmniej pięciu innych klasztorów, w których zatrzymują się demonstrujący mnisi. Ewidentnie przygotowują się do starć z pokojowo nastawionymi demonstrantami, którzy żądają demokratycznych przemian i uwolnienia laureatki pokojowej nagrody Nobla Aung San Suu Kyi z aresztu domowego, w jakim przebywa od kilku lat. Nie potwierdzone pozostają informację o jej przewiezieniu do więzienia.

W poniedziałek rząd ogłosił, że wprowadza stan policyjny, w ramach którego trwa w nocy godzina policyjna, a przez 60 dni zakazane są wszelkie zgromadzenia publiczne. Natychmiast pojawiła się więc obawa, że rząd szykuję się do zbrojnego starcia z pokojowymi demonstrantami.

Od 9 dni na ulicach największych miast 50-milionowej Birmy, głównie Rangunu i Mandalaj, trwają wielotysięczne demonstracje przeciwko wojskowej dyktaturze, która rządzi krajem od 45 lat.

Źródło: Reuters, TVN24