Jeśli potwierdzą się doniesienia o tureckim ostrzale artyleryjskim na cele w regionie Afrin na północy Syrii, to zdestabilizowałoby to sytuację w regionie i nie pomogłoby Turcji w ochronie jej granicy - ocenił przedstawiciel Departamentu Stanu USA. O przeprowadzeniu tego ostrzału poinformowały władze tureckie.
- Nie uważamy, by operacja zbrojna miała służyć regionalnej stabilności, stabilności Syrii czy złagodzić obawy Turcji o bezpieczeństwo jej granicy - powiedział w piątek dziennikarzom wysoki rangą przedstawiciel amerykańskiego resortu dyplomacji, cytowany przez AP.
- W żadnej z tych kwestii nie pomagają groźby czy działania, o których mowa w tych wstępnych doniesieniach. Mają one działanie destabilizujące - dodał.
Przygotowania do inwazji
Wcześniej w piątek minister obrony Turcji Nurettin Canikli powiedział w wywiadzie, że turecka operacja w kontrolowanym przez Kurdów regionie Afrin na północy Syrii "de facto" się rozpoczęła od ostrzału przez granicę, ale na razie do Syrii nie wkroczyły żadne wojska.
Prywatna turecka agencja prasowa Dogan podała, że tureckie wojsko wystrzeliło ok. 40 pocisków artyleryjskich na cele w Afrinie z pozycji na granicy z Syrią, w pobliżu miejscowości Reyhanli, Kirikhan i Hassa w prowincji Hatay.
Państwowa agencja Anatolia przekazała z kolei, że tureckie oddziały komandosów w piątek transportowano autokarami do Hatay, a sprzymierzeni z Turcją syryjscy rebelianci zostali przetransportowani do tej samej prowincji z kontrolowanych przez Ankarę terenów w Syrii.
Canikli nie ujawnił, kiedy ofensywa na Afrin rozpocznie się na dobre, tj. na terytorium syryjskim. Podkreślił jedynie, że władze ustalają najlepszy moment na rozpoczęcie tej operacji i starają się maksymalne zmniejszyć ewentualne straty dla wojska. Canikli dodał, że operację przeprowadzą syryjscy rebelianci przy wsparciu tureckich sił zbrojnych.
Damaszek ostrzega Ankarę
Według tweeta przedstawiciela agencji Reuters jeden z przywódców zbrojnej opozycji syryjskiej powiedział, że opóźnienie w rozpoczęciu ofensywy ma związek ze złą pogodą oraz że operacja ta prawdopodobnie ruszy w środę rano.
Anatolia podała też, że rosyjska żandarmeria stacjonująca w Afrinie zaczęła opuszczać ten region, jednak informację tę zdementowało opozycyjne Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka i rzecznik obecnej w regionie kurdyjskiej milicji YPG.
Przez ostatnie dni zarówno YPG, jak i tureckie siły działające na terytorium Syrii oskarżały się nawzajem o prowadzenie ostrzału w okolicach Afrinu.
W czwartek władze Syrii zapowiedziały, że ewentualną operację wojsk tureckich w Afrinie uznają za akt agresji oraz że zamierzają strącać tureckie samoloty atakujące cele na syryjskim terytorium.
Kurdyjskie tereny Syrii
Kurdowie opanowali znaczne obszary w północnej Syrii po wybuchu zbrojnej rebelii przeciwko reżimowi Asada w 2011 roku. Strefa wpływów milicji YPG i ich sojuszników rozszerzyła się po tym, jak dołączyli oni do sił USA, aby zwalczać dżihadystów z tak zwanego Państwa Islamskiego (IS). Waszyngton sprzeciwia się ich planom powołania autonomii.
Zapowiadana przez Ankarę ofensywa to przedłużenie podjętej przez Turcję w 2016 roku operacji "Tarcza Eufratu" na północy Syrii, która miała na celu walkę z IS i powstrzymanie kolejnych podbojów kurdyjskich bojowników w tamtym regionie. Obecnie tureckie siły są rozmieszczone po obu stronach Afrinu, na terenach kontrolowanych przez syryjską zbrojną opozycję.
Autor: mm/tr / Źródło: PAP