- Załoga śmigłowca pracowała przy liniach wysokiego napięcia.
- Pożar na statku został szybko ugaszony, w chwili katastrofy nie było na nim ludzi.
- - Gdy tylko śmigłowiec uderzył, doszło do eksplozji. Po prostu zniknął - mówi świadek zdarzenia.
Do tragedii doszło około godziny 11 w czwartek, gdy załoga śmigłowca wykonywała prace przy liniach wysokiego napięcia przecinających rzekę na terenie hrabstwa St. Charles w stanie Missouri - poinformował kapral Dallas Thompson z miejscowej policji. Śmigłowiec rozbił się na dużej barce, wywołując pożar, który szybko został ugaszony.
Wypadku nie przeżyła dwuosobowa załoga śmigłowca. Na barce w chwili zdarzenia nie było ludzi. Media opublikowały nagranie jednego ze świadków katastrofy, na którym widać kłęby ciemnego dymu unoszące się nad barką na Missisipi.
Jak podają media, śmigłowiec spadł na zacumowaną na rzece jednostkę po tym, jak uszkodził linie wysokiego napięcia. Jeden z przewodów wpadł do wody, w związku z tym władze ewakuowały całą okolicę. Niedługo później ustalono jednak, że przewód ten nie był pod napięciem - przekazał portal NBC News.
Śmigłowiec "po prostu zniknął"
Wallace Maier, który w chwili wypadku wędkował w okolicy, w rozmowie z lokalną telewizją KSDK podkreślił, że wszystko działo się bardzo szybko. - Gdy tylko (śmigłowiec - red.) w nią (barkę) uderzył, doszło do eksplozji. Po prostu zniknął - wskazał mężczyzna.
Przedsiębiorstwo energetyczne Ameren poinformowało, że do wypadku doszło, gdy załoga śmigłowca wymieniała oświetlenie słupów oraz kule, umieszczane na liniach energetycznych, aby zapewnić bezpieczeństwo nisko latającym samolotom.
Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) przekazała, że zbada przyczyny katastrofy, dodając, że śmigłowiec, który się rozbił, to Hughes 369D.
Autorka/Autor: wac//mm
Źródło: NBC News
Źródło zdjęcia głównego: CNN