Amerykański przywódca w wystąpieniu dotyczącym huraganu Idalia i pożarów na Maui stwierdził, że nikt nie może dłużej negować efektów kryzysu klimatycznego. Zapewnił przy tym o pomocy państwa dla poszkodowanych przez klęski żywiołowe.
- Nie sądzę, by ktokolwiek mógł dłużej negować efekty kryzysu klimatycznego. Popatrzmy wokół: historyczne powodzie, bardziej intensywne susze, ekstremalne upały, pożary lasów, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy nie tylko na Hawajach, ale i w Kanadzie i innych częściach świata - oświadczył prezydent USA Joe Biden podczas wystąpienia w Białym Domu.
Jak dodał, od czasu objęcia przez niego prezydentury spłonęły obszary o powierzchni równej całego stanu Maryland.
Odnosząc się do huraganu Idalia, który nawiedził w środę Florydę i obecnie przemierza Georgię, Biden powiedział, że rozmawiał z gubernatorem Florydy Ronem DeSantisem - swoim potencjalnym rywalem w wyborach - oraz gubernatorami innych stanów leżących na trasie żywiołu, chwaląc ich za skupienie się na odpowiedzi i zapewniając o pomocy rządu federalnego "tak długo, jak trzeba".
Biden przyznał też, że ze względu na huragan być może będzie musiał zmienić swój kalendarz podróży, obejmujący m.in. wizytę w Indiach na szczyt państw G20 w dniach 9-10 września.
Prezydent USA ogłosił też przeznaczenie 95 milionów dolarów na wzmocnienie sieci energetycznej na Hawajach, której zniszczenie przez wiatry przyczyniło się do katastrofalnych pożarów.
Tragiczne skutki huraganu Idalia
Wcześniej szefowa agencji zarządzania kryzysowego FEMA Deanne Crisswell stwierdziła, że choć za wcześnie jest na szacowanie strat spowodowanych przez Idalię, był to najsilniejszy huragan, jaki nawiedził północno-zachodnie wybrzeże Florydy od ponad 100 lat.
Crisswell również stwierdziła, że zmiana klimatu utrudnia prace jej agencji. Jak oceniła, rosnące temperatury mórz sprawiają, że huragany szybciej przybierają na sile i zostawiają mniej czasu na przygotowanie odpowiedzi.
Jak podaje "Washington Post", w wyniku huraganu zginęły co najmniej dwie osoby podróżujące samochodem. Choć Idalia uderzyła w mniej zaludnioną część Florydy, to przyniosła ze sobą falę sztormową o wysokości ok. 6 metrów i spowodowała zalanie ulic wielu miejscowości. Wiatr dochodzący do 205 km/h pozrywał też dachy, powalił drzewa i zerwał linie energetyczne, pozbawiając prądu 300 tys. ludzi.
Mimo to jeszcze w środę swoją działalność mają wznowić lotniska w Tampie i Gainesville. Obecnie słabnący żywioł, ale wciąż o sile huraganu, znajduje się nad Georgią i przemieszcza się na północ, gdzie może zagrozić zalaniem największego miasta Karoliny Południowej, Charleston.
Źródło: PAP