Pierwszy raz popłakałam się, gdy poczułam zapach chleba. To był czwarty dzień wojny i obok naszego domu przywieźli chleb. Staliśmy i czekaliśmy w długiej kolejce, gdy w końcu wzięłam chleb do rąk, coś we mnie pękło. I potem przez kolejne dni praktycznie nie przestawałam płakać - mówi Ksenia Domaszenko, mieszkanka Czernihowa, która opowiedziała o tym, jak wraz z córką przetrwały trudny czas ciągłego bombardowania. Rozmowa Arlety Zalewskiej z cyklu "Ukraina walczy - cywile".
"Ukraina walczy - cywile" to cykl rozmów Arlety Zalewskiej z Ukraińcami, którzy byli świadkami rosyjskiej inwazji. Bohaterką kolejnej odsłony jest Ksenia Domaszenko z Czernihowa.
Przez pierwsze tygodnie wojny z Ksenią Arleta Zalewska kontaktowała się przez wspólnego znajomego, ukraińskiego dziennikarza Witalija. W mieście przez długi czas nie było prądu, łączności telefonicznej i internetu oraz wody i gazu.
To nagranie Ksenia zrobiła i przesłała 17 marca, dzień po tym, jak w jej mieście Rosjanie zabili ludzi stojących w kolejce po chleb.
- Dziś w centrum miasta też był tłum i też do nich strzelano. Są martwi - opowiadała Ksenia, siedząc w swoim mieszkaniu. Przychodziła tu tylko w ciągu dnia, w nocy schodziła do piwnicy, bo, jak mówiła, we własnym mieszkaniu, nie czuła się bezpiecznie. - Teraz jest cicho, ale dzisiaj, gdy stałam w kolejce do sklepu, to nad naszymi głowami przeleciał samolot. To było przerażające - mówiła 17 marca.
Ukraińcy wyzwolili miasto na początku kwietnia. Teraz trwa odbudowa. Otwierają się sklepy, restauracje i kina. Pod gruzami zbombardowanych domów wciąż odnajdywane są ciała mieszkańców. Mieszkańcy próbują wracać do normalnego życia. Próbują wracać do pracy, choć większość ludzi, tak jak Ksenia, musiała szukać nowego zajęcia. Przedsiębiorstwo, w którym pracowała i zajmowała się logistyką, zostało całkowicie zbombardowane.
Ksenia opowiada, jak wygląda powrót do życia. O tym, jak czuje się jej córka i że znowu mogą spacerować po swoim mieście. Nona ma 10 lat, dziś uczy się zdalnie. W mieście większość szkół została całkowicie zniszczona. W jej szkole był schron, do którego schodzili się okoliczni mieszkańcy. Na szczęście budynek szkoły przetrwał. - Jednego dnia pani dyrektor zaprosiła nawet dzieci na lekcje stacjonarne do szkoły! Przyszło niewielu uczniów, ale ci, którym udało się przyjść, byli bardzo szczęśliwi. Ksenia opowiada, że na wypadek alarmu bombowego mieli nawet przećwiczoną ewakuacje do schronu. - Ale to i tak okazało się zbyt niebezpieczne. I wróciliśmy do nauki zdalnej. Teraz w mieście jest prąd i internet, więc nauka jest możliwa. A po szkole dzieci bawią się razem na podwórku - dodaje.
- Moja córka rozumie, że jest wojna. Wydaje mi się, że na razie znosi to dobrze. Staramy się dużo spacerować. Ona dużo czasu spędza z dziećmi z okolicy. Oglądamy bajki. Staram się zarażać ją moim optymizmem. Dużo się uśmiechać. I dużo mniej płakać. Przynajmniej staram się nie płakać przy niej - mówi Ksenia.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24