Miesiąc po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji siły ukraińskie rozlokowane na wschód od Kijowa zaplanowały kontratak. W operacji specjalnej prowadzonej między innymi przez batalion Bractwo brał udział operator kamery Aleksander Nawrocki. Reportaż "Superwizjera" TVN - "Ukraina kontratakuje. Bitwa o Łukjaniwkę".
24 marca. Na wschód od Kijowa ruszyła ofensywa wojsk ukraińskich. Celem było wyparcie wojsk rosyjskich z obwodu kijowskiego i przesunięcie linii frontu na północ. Siły ukraińskie miały przed sobą trudne zadanie. Rosyjskie czołgi, wozy opancerzone i artyleria zajmowały umocnione pozycje we wsi Łukjaniwka. Na zdjęciach z drona widać było gotowy do odparcia ataku sprzęt pancerny.
Ukraińcy planowali ostrzelać pozycje wojsk okupacyjnych, a następnie zaatakować je bronią przeciwpancerną. Wojskowi nie byli jednak pewni, czy Rosjanie nie ukryli dodatkowej broni w zabudowaniach starej fermy. Mimo to zdecydowali się na frontalny atak.
Reportaż opowiada o bitwie, do której doszło w Łukjaniwce położonej 80 kilometrów od Kijowa i 140 kilometrów na południe od Czernihowa. W operacji specjalnej prowadzonej między innymi przez batalion Bractwo brał udział operator kamery Aleksander Nawrocki.
Relacja z przygotowań. "Wielu zdaje sobie sprawę, że z tej akcji mogą nie wrócić"
Operator wyruszył z Kijowa na wschód. Tuż za granicami ukraińskiej stolicy można było odnieść wrażenie, że w kraju nie ma wojny. Ale to tylko złudzenie. Operator towarzyszył Witalijowi Czarnemu z batalionu Bractwo. Jego zadaniem było rozpoznanie pola walki z użyciem dronów. - Przed wojną przygotowywałem spektakl o wojnie. Nie zdążyliśmy go ukończyć. Premiera miała być czwartego marca. Inny spektakl rozpoczął się w rzeczywistości - powiedział. Jak dodał, "wojna zaskoczyła go w Kijowie". - Obudziłem się rano, otworzyłem okno i usłyszałem wybuchy. Poczułem przyjemny zapach. Przypomniałem sobie film "Czas apokalipsy", uwielbiam zapach napalmu o poranku - dodał.
- Będzie ofensywa i początek ukraińskiej wiosny. Rosyjska zima się kończy, zakończy się ukraińska wiosna. Nasze wojsko przez cały miesiąc się broniło, teraz naszedł czas na zorganizowanie kontrataku. Będziemy uruchamiać ten proces - zapowiedział.
CZYTAJ TEŻ: "Rosjanie strzelają do wszystkich obiektów, które się poruszają". Bertold Kittel o reportażu
Operator z Witalijem dotarli do kwatery jednego z pododdziałów, który miał uczestniczyć w ataku. Żołnierze omawiali możliwe scenariusze natarcia. Od tego, jak przygotują się do akcji, zależeć miało ich życie.
- Przed atakiem trzeba wszystko zaplanować, by Moskale zostali z jak najmniejszą siłą wojskową. Robimy to już od kilku dni, zmniejszając ich arsenał wojskowy. Wczoraj zniszczyliśmy pięć jednostek pancernych, wykonaliśmy tę robotę z powodzeniem, ale jeszcze trochę zostało, dlatego, kiedy dzisiaj rozpoczniemy szturm, chciałbym zmniejszyć tę ilość. Jeszcze przed rozpoczęciem szturmu popracujemy wspólnie z artylerią i trochę posprzątamy - powiedział Witalij.
Rano dotarli do wysuniętego stanowiska obserwacyjnego, z którego wyruszyć miał dron. Witalij miał pomóc operatorom w wyznaczeniu bezpiecznej trasy urządzenia. Rosjanie próbowali ostrzeliwać drony.
Żołnierze podejrzewali, że w niedalekiej Łukjaniwce znajdowały się ukryte czołgi rosyjskie. Liczyli na to, że dzięki obrazowi z drona, będą mogli zniszczyć czołgi nieprzyjaciela. Moździerze zaczynają ostrzał. - Trafiliśmy w ziemiankę, w której chował się ich strzelec maszynowy. Myślę, że on już nie będzie się mógł tam chować, a jeśli był w środku, to już nic nie będzie mógł - stwierdził Witalij.
Kilka kilometrów od linii frontu do natarcia przygotowywała się ukraińska grupa zadaniowa. W akcji brali udział żołnierze batalionu Bractwo oraz pułku Azow. Atak miały wspierać czołgi oraz transportery opancerzone. Ukraińcy dysponowali też stumilimetrową armatą przeciwpancerną MT-12 Rapira. W rękach wyszkolonej załogi to celny i niezwykle skuteczny sprzęt, ze względu na swoją precyzję nazywany "snajperską armatą".
W czasie, kiedy drony i artyleria ostrzeliwały pozycje okupantów, żołnierze ukraińscy ostatni raz przeglądali wyposażenie i sprzęt. Dla wielu z nich był to trudny moment. Z jednej strony cieszyli się, że będą mogli zabijać najeźdźców. Ale wielu zdawało sobie sprawę, że z tej akcji mogą nie wrócić, dlatego myślą o swoich najbliższych. - W Starym Krymie mieszka moja rodzina. Ostatni raz rozmawiałem z nimi drugiego marca, nie mam żadnych informacji o ich losie, mam nadzieję, że u nich wszystko dobrze - powiedział jeden z nich.
Przebieg walki. "Od tego, czy na niewielkim ekranie rozpoznają zamaskowany sprzęt nieprzyjaciela, zależy życie ich kolegów"
Na czele pierwszej grupy uderzeniowej ruszył czołg T-72. To sprawdzona i popularna w ukraińskich oddziałach maszyna. Jego załogę tworzą ochotnicy - studenci trzeciego roku Narodowej Akademii Wojsk Lądowych. Prowadzenie czołgu to skomplikowane zadanie. Do manewrowania potrzebne jest spore doświadczenie. Tymczasem załoga po raz pierwszy uczestniczyła w bitwie. Za czołgiem ruszyli najbardziej doświadczeni żołnierze pułku Azow. Pułk od 2014 roku brał udział w ostrych starciach z separatystami na wschodzie Ukrainy.
Pierwsza część grupy uderzeniowej ruszyła w stronę Łukjaniwki, gdzie znajdowały się rosyjskie czołgi i transportery opancerzone.
ZOBACZ POPRZEDNI REPORTAŻ "SUPERWIZJERA" W TVN24 GO: "ODDZIAŁ WOWY STAJE DO WALKI"
Operatorzy drona zaczęli od analizy widoku pola walki. Od tego, czy na niewielkim ekranie uda im się rozpoznać zamaskowany sprzęt nieprzyjaciela, zależało życie ich kolegów.
Od strony Łukjaniwki słychać było odgłosy regularnej bitwy. Kolejne samochody z żołnierzami wyruszyły w stronę rosyjskich pozycji. Bitwa się rozpoczęła. Ukraiński czołg ostrzelał rosyjskie pozycje. Prawdopodobnie trafił jeden z czołgów przeciwnika.
Do akcji włączyła się trzecia grupa ukraińskich żołnierzy. Zgodnie z rozkazami, samochody miały zatrzymać się przed Łukjaniwką. Zadaniem Ukraińców było podejście przez las i zlokalizowanie ukrytych pozycji Rosjan. Zajęta przez okupantów wioska była umocnionym punktem oporu, dlatego akcja była niezwykle niebezpieczna. Cały czas słychać było odgłosy eksplozji. Do akcji ruszył bojowy wóz piechoty, który miał zapewnić osłonę nacierającym oddziałom. Został wyposażony w półautomatyczną armatę kalibru 73-milimetry. Jest przeznaczony do likwidacji siły żywej oraz stanowisk ogniowych nieprzyjaciela. Operatorzy zlokalizowali kolejne rosyjskie czołgi. Można je było unieszkodliwić dzięki obrazowi z drona.
"Ukraińskie oddziały odniosły sukces"
Pierwszych rannych dowieziono do punktu medycznego. To ofiary starcia z udziałem rosyjskiego czołgu. Lżej poszkodowani opowiedzieli o wydarzeniach na polu bitwy. Ale wśród rannych byli także żołnierze z obrażeniami zagrażającymi życiu. W czasie natarcia panował chaos, brakowało informacji o tym, jak przebiega akcja. Nie wiadomo było, co dokładnie wydarzyło się na przedpolu Łukjaniwki.
W końcu bitwa dobiegła końca. Wojskowi medycy mieli pełne ręce roboty. Stan niektórych żołnierzy był krytyczny. Liczył się jak najszybszy transport do szpitala, ranni byli umieszczani nawet na podłogach karetek. - Plecy... boli... - mówił jeden z żołnierzy leżący na boku, na podłodze karetki.
- Zadzwońcie do szpitala, że już ruszamy. Jeden z w stanie ciężkim. Wszyscy w stanie ciężkim - wołał jeden z opatrujących rannego żołnierza.
ZOBACZ W TVN24 GO: Obrońcy Charkowa. Pierwsza linia frontu - REPORTAŻ "SUPERWIZJERA" >>>
To był wyjątkowy dzień dla ukraińskich żołnierzy. Bitwa trwała od godziny 12 do piątej po południu. Ukraińskie oddziały odniosły sukces. Zniszczone zostały trzy czołgi T-72, dwa transportery opancerzone MT-LB oraz dwa bojowe wozy piechoty. Od eksplozji pocisku w bitwie zginęło dwóch żołnierzy pułku Azow.
W walce brało udział około dwustu rosyjskich żołnierzy, nie wiadomo ilu z nich zginęło. Okupanci uciekli porzucając swoje czołgi. Przejęte trzy T-72 będą służyć armii ukraińskiej. Łukjaniwka została niemal całkowicie zniszczona. Rosjanie ostrzelali i zniszczyli piękną XIX-wieczną cerkiew, w wiosce nie pozostał ani jeden nieuszkodzony budynek.
- Było ciężko, ale daliśmy radę - przyznał jeden z odpoczywających po bitwie żołnierzy. - Tutaj miało miejsce chaotyczne zniszczenie rosyjskich pojazdów oraz mojego głosu - stwierdził. - Wykonaliśmy zadanie i nie straciliśmy ludzi. Chwała Ukrainie - podsumował.
- Osobne podziękowania dla naszego czołgisty, który bohatersko, zaledwie pojedynczą załogą pojazdu bojowego zniszczył całą ich obronę. Chciałbym podkreślić, że ten czołgista to kursant trzeciego roku wojskowego instytutu wojsk pancernych. Po prostu żelazny człowiek. Uważam, że on kwalifikuje się do orderu za odwagę. Jest z niego prawdziwy debeściak. Można mu od razu dać Order (Bohdana) Chmielnickiego - dodał siedzący obok niego drugi żołnierz.
Operator "Superwizjera" wrócił z pola bitwy z jednym z żołnierzy. Zapytał go o plany po wojnie. - Po wojnie? Jak to powiedzieć... Zniszczyć Moskwę, zniszczyć Kreml. Tym wojna się skończy, zrujnowaniem Kremla - odpowiedział. - Uważam, że tak łatwo tej wojny nie skończymy. Wojna to długi proces. Żeby go skończyć trzeba będzie zwyciężyć Moskwę. Na zrujnowanym Kremlu będziemy świętować nasze zwycięstwo - oświadczył.
Źródło: "Superwizjer" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN