Tusk za "jednym krzesłem"


Jedno krzesło dla jednego państwa podczas szczytu UE - ta zasada wprowadzona w Traktacie z Lizbony spotkała się z poparciem Donalda Tuska. Jak zapewnił szef rządu po zakończonym właśnie szczycie w Brukseli, porozumie się w tej sprawie z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który w unijnych spotkaniach często chciał uczestniczyć.

- Znajdę sposób na porozumienie z prezydentem, żebyście państwo nie mieli za dużo uciechy w przyszłości - powiedział.

Zakończony w piątek szczyt Unii Europejskiej był pierwszym, który odbył się już na warunkach obowiązującego od 1 grudnia Traktatu z Lizbony.

Jedno krzesło ma tę zaletę, że narady są krótsze i jest większa koncentracja. To wynika z zapisu Traktatu z Lizbony i co do tej zasady wszyscy się zgodzili. Spotkania będą intensywniejsze, jeśli chodzi o tempo, bardziej polityczne i merytoryczne Donald Tusk

Szwedzi, stosując dokładnie literę prawa nowego traktatu, nie zaprosili na szczyt ministrów spraw zagranicznych, lecz jedynie szefów państw lub rządów. Wywołało to sporą konsternację.

Zalety "jednego krzesła"

- Jedno krzesło ma tę zaletę, że narady są krótsze i jest większa koncentracja. To wynika z zapisu Traktatu z Lizbony i co do tej zasady wszyscy się zgodzili. Spotkania będą intensywniejsze, jeśli chodzi o tempo, bardziej polityczne i merytoryczne - przekonywał Donald Tusk.

- Ta propozycja nie dotyczy liczby krzeseł, tylko tego, czy towarzyszą nam ministrowie. To czasem jest dyskomfort, bo większość państw ma jednoznacznie jednego przywódcę politycznego, ale kilka państw ma ten sam problem co Polska, gdzie jest równowaga władzy między prezydentem a premierem. I wtedy są po prostu dwa krzesła - powiedział szef rządu.

Nie przewiduję zasadniczych kłopotów, jeśli będziemy chcieli my lub Austria, Finlandia czy Rumunia przyjechać w duecie. A gdyby się okazało, że jednak praktyka wskazywałaby, że wszyscy zdecydowali się na jedno krzesło, to ja znajdę sposób na porozumienie się z prezydentem, żebyście państwo nie mieli za dużo uciechy w przyszłości Donald Tusk

Przyznał, że dotychczas, gdy na mocy Traktatu z Nicei obowiązywała zasada dwóch krzeseł, chętnie korzystał z pomocy ministra finansów czy spraw zagranicznych, którzy dosiadali się na czas debaty dotyczącej ich tematyki. - Teraz jest propozycja, by w spotkaniach uczestniczyli wyłącznie szefowie rządów lub głowy państw bez ministrów i damy sobie z tym radę. Polska strona jest gotowa w pełni realizować zapisy lizbońskie - podkreślił premier.

Co z prezydentem?

Jednak w przypadku Polski drugie krzesło było przeznaczone nie tylko dla ministra, ale także by przy stole mogli wspólnie zasiąść prezydent i premier.

- Nie przewiduję zasadniczych kłopotów, jeśli będziemy chcieli my lub Austria, Finlandia czy Rumunia przyjechać w duecie - zapewnił Tusk.

- A gdyby się okazało, że jednak praktyka wskazywałaby, że wszyscy zdecydowali się na jedno krzesło, to ja znajdę sposób na porozumienie się z prezydentem, żebyście państwo nie mieli za dużo uciechy w przyszłości - powiedział uszczypliwie Donald Tusk.

Dodał, że od czasu komentarza Trybunału Konstytucyjnego w sprawie kompetencji na szczycie "współpraca (z prezydentem ws. Rady Europejskiej) układa się wzorowo". Jak relacjonował Tusk, premier Szwecji Fredrik Reinfeldt powiedział jednak podczas szczytu, że "chodzi o to, by kraje nie przyjeżdżały wielogłowymi delegacjami. To była uwaga dotycząca doświadczeń".

Ważniejsze sprawy

Polska Agencja Prasowa poprosiła o komentarz szefa prezydenckiej kancelarii Władysława Stasiaka. Jak powiedział, wiele ważniejszych spraw niż zasada "jednego krzesła".

Co dokładnie miał na myśli prezydencki minister? Ot, choćby solidarność energetyczną, miejsce Polski w procesie decyzyjnym czy Partnerstwo Wschodnie.

Dodał jednak, że "nikt, ani prezydent, ani szef Kancelarii Prezydenta nie będą szukać problemu z krzesłem".

Źródło: PAP