Co najmniej cztery osoby zginęły, a ponad 60 zostało rannych po serii eksplozji, do jakich doszło w mieście Dijarbakir na południowym-wschodzie Turcji. Premier Recep Tayyip Erdogan o zorganizowanie zamachów oskarżył separatystów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK).
Tureckie media poinformowały, powołując się na premiera Erdogana, że w wyniku eksplozji na ulicach Dijarbakiru zginęły przynajmniej cztery osoby, a 68 zostało rannych. Szef tureckiego rządu zapowiedział "bardziej zdecydowaną walkę z kurdyjskimi terrorystami".
Wśród ofiar są tureccy żołnierze, którzy byli głównym celem ataku.
Wybuch nastąpił na trasie przejazdu wojskowego autobusu, około 100 metrów od położonych w centrum miasta dużych koszar. W pobliżu znajduje się luksusowy hotel i liceum. Wśród rannych znaleźli się uczniowie, którzy szli na zajęcia.
O przeprowadzenie ataku premier oskarżył kurdyjskich rebeliantów. CNN-Turk podała, że w związku ze zdarzeniem policja ujęła dwóch podejrzanych.
Blisko 650-tysięczny Diyarbakir to największe miasto wschodniej Turcji, regionu w dużej mierze zamieszkanego przez Kurdów. W mieście stacjonuje duża liczba wojsk walczących z bojówkami kurdyjskich separatystów z Partii Pracujących Kurdystanu.
Źródło: Reuters, TVN24