Niemiecka kanclerz Angela Merkel odrzuciła sugestie komentatorów, jakoby politykę europejską traktowała chłodno i czysto pragmatycznie. Zarzucono jej w ostatnim tygodniu między innymi "politykę pedagogicznego imperializmu". - Troski i miłości do Europy mi nie brakuje - zapewniła na spotkaniu z zagraniczną prasą w Berlinie.
Merkel przekonywała, że w swojej polityce kieruje się zarówno sercem, jak i rozumem. Jak twierdzi kanclerz, od chwili zjednoczenia Niemiec niczym nie zajmowała się tak intensywnie, jak zadaniami, które stoją obecnie przed UE. - Jeszcze nigdy nie myślałam tyle o Grecji, co w ostatnich latach - powiedziała. Przyznała jednocześnie, że "polityka europejska stała się już polityką wewnętrzną". - Grecji, Hiszpanii i pozostałych krajów UE nie można widzieć w oderwaniu od siebie. Wszyscy dzielimy wspólny los. (...) Z radością angażuję się osobiście w sprawy europejskie, bo chcę, aby Europa odnosiła sukcesy, mając na uwadze globalizację i nie była uzależniona od innych części świata - podkreśliła.
To nie koniec drogi
Zdaniem Merkel przez minione 2,5 roku wiele udało się w UE osiągnąć, by pokonać kryzys zadłużenia, poprawić konkurencyjność i koordynację gospodarczą. - Nie jesteśmy jeszcze na końcu drogi, mamy jeszcze kawałek do przejścia. Ale jestem przekonana, że ta droga jest słuszna, chociaż dla wielu ludzi wiąże się ona z wielkimi wyzwaniami - powiedziała. Podkreśliła, że jednym z najważniejszych zadań na najbliższe lata jest walka z bezrobociem wśród młodych ludzi w UE, którzy ponoszą konsekwencje błędów i zaniedbań poprzednich rządów. - Musimy zobaczyć, gdzie w UE szybko podjąć kroki. Co nieco już zrobiono w tej sprawie, ale skuteczność tych działań nie jest jeszcze taka, jak bym sobie życzyła - powiedziała.
"Pedagogiczny imperializm" Polityka europejska niemieckiej kanclerz często krytykowana jest przez komentatorów zagranicznych, ale i niemieckich. Opiniotwórczy tygodnik "Der Spiegel" napisał w zeszłym tygodniu: "Nigdy wcześniej żaden niemiecki kanclerz nie spoglądał na Europę tak chłodno i bez pasji jak obecnie Angela Merkel". - I to właśnie ona ma wyprowadzić wspólnotę z kryzysu. Czy to się może udać? - pytał tygodnik. Według "Spiegla" UE nie jest dla Merkel "ani marzeniem, ani wizją, ani tęsknotą". - Dla Merkel Europa jest kwestią dobrobytu, euro i centów, ale nie czymś bliskim jej sercu - ocenił tygodnik, dodając, że na zagrożone plajtą kraje południowej UE niemiecka kanclerz patrzy jak na "niewychowane dzieci, które trzeba przywołać do rozsądku, aby Niemcy też nie zostały pociągnięte w otchłań kryzysu". Ten styl "Spiegel" nazwał "polityką pedagogicznego imperializmu".
Autor: mk/tr / Źródło: PAP