Rozładowany w środę kryzys z częściowym paraliżem pracy administracji USA wskutek sporu Białego Domu z opozycją republikańską nie świadczy najlepiej o amerykańskim systemie politycznym, ale nie zachwiał gospodarką - uważają eksperci i nazywają kryzys "farsą".
- To była farsa, jakiś teatr absurdu. Zmarnowano niepotrzebnie mnóstwo czasu. Spór sugeruje, że nasz system polityczny nie jest zbyt zdrowy. Można zrozumieć obawy innych krajów, czy można mieć pełne zaufanie do Ameryki - powiedział PAP politolog z waszyngtońskiego Brookings Institution, Phillip Wallach.
Zwrócił on jednocześnie uwagę, że giełda prawie nie zareagowała na konfrontację budżetową, jakby nie obawiając się wcale, że Kongres nie podniesie pułapu zadłużenia, co groziłoby niewypłacalnością USA.
- Ciekawe, że rynki finansowe w żadnym momencie nie zadołowały. Nie wierzono, że obie strony mogą się nie dogadać. Uznano, że nasze instytucje są szalone, ale w zasadzie zdrowe - powiedział ekspert.
Porozumienie ogłoszone
W środę w południe (czasu lokalnego) przywódcy obu partii w Senacie ogłosili, że doszli do porozumienia w spornych sprawach kolejnego podniesienia ustawowego limitu zadłużenia USA i reformy ubezpieczeń zdrowotnych. Liderzy w Izbie Reprezentantów sygnalizują, że zatwierdzi ona ustalenia Senatu.
Postanowiono, że do 7 lutego rząd będzie mógł nadal zaciągać pożyczki. Uzgodniono również dalsze finansowanie administracji federalnej – choć na razie tylko do 15 stycznia - wstrzymane ponad 2 tygodnie temu, kiedy Kongres nie był w stanie uchwalić ustawy budżetowej, gdyż Demokraci nie zgodzili się na dołączenie do niej zapisów odraczających o rok realizację reformy zdrowotnej.
Okres polaryzacji
Eksperci zwracają uwagę, że najnowszy konflikt jest wyrazem rosnącej polaryzacji politycznej w USA, utrudniającej kompromisy między obiema partiami: Demokratyczną i Republikańską.
- Trudno znaleźć okres w historii USA, kiedy Kongres był równie spolaryzowany. W latach 80. też dochodziło do sporów między prezydentem (Ronaldem) Reaganem a Demokratami, którzy nie byli zadowoleni z proponowanych przez niego cięć budżetu, ale były one szybko rozwiązywane w drodze wzajemnych targów i ustępstw. Dziś republikanie są nieprzejednani. Nie mogą na przykład się pogodzić z faktem, że Obamacare [reforma zdrowotna – red.] jest już obowiązującym prawem. To oczywiście odbicie głębokiego podziału kraju - powiedział PAP Geoffrey Skelly z Uniwersytetu Virginia.
Eksperci sugerują, że republikanie poniosą polityczne koszty swej nieustępliwości.
- Konfrontacja podobna do obecnej miała miejsce w 1995 roku, kiedy ówczesny republikański przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich paraliżem rządu chciał wymusić cięcia wydatków. Republikanie bardzo sobie tym zaszkodzili - przypomniał Wallach.
Motorem najnowszej blokady budżetu i zatrzymania prac administracji byli ultrakonserwatyści w GOP, wywodzący się z populistyczno-prawicowego ruchu Tea Party.
Autor: mtom / Źródło: PAP