"To był nasz Titanic"

Aktualizacja:

- To było jak katastrofa "Titanica". Ludzie zabierali sobie kamizelki, tłoczyli się w szalupach, w panice skakali do wody - opowiadają pasażerowie statku, który wpadł na skały u wybrzeży Toskanii. Dramatyczne chwile z akcji ratowniczej zarejestrował kamerą jeden ze świadków. Słychać na nim przerażone głosy ludzi w łodzi ratunkowej, którą zablokowała przechylająca się Costa Concordia.

Włoski wycieczkowiec Costa Concordia wpadł na skały u wybrzeża Toskanii w piątek późnym wieczorem. W katastrofie zginęły trzy osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. Nie ma wiadomości o 40 osobach, w tym o jednym z 12 Polaków, którzy byli na pokładzie. Łącznie na Concordii było 4230 ludzi.

Ci, którzy przetrwali katastrofę i dotarli bezpiecznie na brzeg mówią o tym, że katastrofa przypominała im zatonięcie "Titanica". Z przewróconego statku usiłowali się wydostać pływając w ciemności przez kolejne pokoje. - Byłam przekonana, że umrę. Przez dwie godziny trzymali nas w szalupach, płaczących i pocieszających się nawzajem - mówiła 65-letnia Antonietta Sintolli. - Ludzie zabierali sobie kamizelki. Nam się udało dostać tylko dla dzieci - powiedziała.

"Ludzie zachowywali się jak zwierzęta"

Byłam przekonana, że umrę. Przez dwie godziny trzymali nas w szalupach, płaczących i pocieszających się nawzajem. Antonietta Sintolli, pasażerka statku

- Najpierw powiedzieli nam, że wysiadła elektryczność. Mówili, by nie panikować i zostać na miejscu. I mówili to w siedmiu różnych językach! - tak chwile grozy wspominała po dotarciu na brzeg para Amerykanów. - Potem kazali nam zejść na dół. Chwyciliśmy kamizelki i zeszliśmy. Wsadzali już ludzi do łodzi. Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę, jak zła jest sytuacja - relacjonowali. Jak dodali, w łodziach nie było wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich, dlatego musieli czekać na ratunek. - Wtedy statek zaczął tonąć i przechylać się coraz bardziej. Udało nam się w końcu wsiąść na łódź. I całe szczęście, bo teraz ta część, gdzie staliśmy, jest już pod wodą - dodali.

Pasażerowie opowiadają również, że ludzie skakali do wody całymi rodzinami, by uciec z tonącej Concordii. - My jesteśmy dobrymi pływakami, więc się nie martwiliśmy. Ale obok nas była rodzina z Francji z dwójką dzieci. I wskoczyli do wody tak samo jak my - mówią Amerykanie.

- Usłyszeliśmy głośny rumor, naczynia pospadały ze stołów, potem zgasły światła - relacjonował Luciano Castro, jeden z pasażerów. - Potem była już tylko panika: ludzie krzyczeli, biegali - dodaje. - Zachowywali się jak zwierzęta - wtóruje mu 47-letnia Patrizia Perilli.

Szczęśliwie ocaleni

Niektórych zabrały helikoptery, innych prywatne łodzie. Świadkowie opowiadają również, że część osób skoczyła po prostu do morza. Jeden z pasażerów nakręcił przejmujący film, na którym słychać przerażone głosy pasażerów, zabieranych przez łódź ratunkową. Ta zostaje w pewnym momencie zablokowana przez przechylający się coraz bardziej wycieczkowiec.

W nocy szczęśliwie odnaleziono dwie osoby - parę Koreańczyków, którzy znajdowali się w swojej kabinie. Ocaleni to młode, świeżo po ślubie, małżeństwo z Korei Południowej. Oboje mają po 29 lat i rejs na pokładzie luksusowego wycieczkowca po Morzu Śródziemnym miał być największą atrakcją ich miesiąca miodowego i podróży poślubnej.

Zostali oni już wyciągnięci z wraku statku i przewiezieni karetką do szpitala. Oboje są w dość dobrej formie, uwzględniając fakt, że na ratunek czekali ponad dobę - podała agencja Ansa. Nie wiadomo, czy na pokładzie statku są jeszcze inni ludzie. Ratownicy zamierzają kontynuować poszukiwania także w niedzielę.

Liczba ofiar wzrośnie?

Najpierw powiedzieli nam, że wysiadła elektryczność. Mówili, by nie panikować i zostać na miejscu. I mówili to w siedmiu różnych językach! Potem kazali nam zejść na dół. Chwyciliśmy kamizelki i zeszliśmy. Wsadzali już ludzi do łodzi. Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę, jak zła jest sytuacja. Pasażerowie statku

Zdaniem burmistrza miasteczka Porto Santo Stefano, znajdującego się nieopodal, wielu członków załogi prawdopodobnie wciąż uwięzionych jest pod pokładem kolosa. Władze obawiają się, że wypadek może okazać się najtragiczniejszą katastrofą morską w ostatnich latach. - Nie wykluczamy, że liczba ofiar może wzrosnąć - powiedziała w nocy rzeczniczka policji Luca Cari.

Kapitan statku został aresztowany pod zarzutem nieumyślnego spowodowania śmierci. Oskarżany jest też o porzucenie statku w chwili, gdy było na nim jeszcze wielu ludzi.

Ponad dobę po tym, jak w piątek wieczorem statek Costa Concordia uderzył o skały i rozbił się w pobliżu wyspy Giglio w malowniczym, ale trudnym dla żeglugi rejonie toskańskiego wybrzeża, nadzorujący postępowanie prokurator z pobliskiego miasta Grosseto wyraził przekonanie, że to niewłaściwy manewr 52-letniego kapitana doprowadził do tragedii.

- Kapitan bardzo niezręcznie zbliżył się do wyspy Giglio; statek uderzył o skałę, która wbiła się w lewy bok, wskutek czego przechylił się i nabrał mnóstwo wody w ciągu dwóch-trzech minut - powiedział prokurator Francesco Verusio.

Prowadzący dochodzenie badają także hipotezę, że kapitan obrał specjalnie kurs w kierunku pięknie oświetlonej wyspy, by pokazać ją uczestnikom rejsu i pozdrowić syreną mieszkańców. O tym, że taki zwyczaj panuje, przypomniał tamtejszy burmistrz. - Wiele statków podpływa do Giglio, by syreną okrętową pozdrowić mieszkańców. Ale tym razem źle to się skończyło - przyznał.

- Jeśli to prawda, to byłaby niewybaczalna lekkomyślność- stwierdził prokurator.

Zszedł z mostka ostatni

Obrońca kapitana, osadzonego w areszcie śledczym więzienia w Grosseto, oświadczył zaś, że jego klient uratował setki osób. Argumentował, że skały, na jakie wpadł wycieczkowy olbrzym, nie były zaznaczone na mapie.

 
Trasa nieukończonego rejsu Costa Concordii (linia przerywana) 

Ale tę linię obrony kwestionują wszyscy zauważając, że skały są powszechnie znane nie tylko miejscowej ludności. Za karygodną prokuratura uważa postawę kapitana, który zszedł z pokładu po północy, podczas gdy ostatni pasażerowie zostali ewakuowani około godziny 6 nad ranem w sobotę.

Statkiem, pływającym po Morzu Śródziemnym na trasie z Włoch do Francji i Hiszpanii podróżowało 3200 pasażerów 62 narodowości. Załoga liczyła ponad 1000 osób.

Byłeś na pokładzie Costa Concordii podczas katastrofy? Skontaktuj się z redakcją Kontaktu 24:

Telefon: 22 324 24 24, sms: 516 4444 16, mail: kontakt24@tvn.pl

Źródło: Reuters, APTN, PAP