Już trzeci dzień trwa antyrządowy protest tajlandzkich rojalistów. Manifestanci zarzucają rządowi Samaka Sundaraveja, że dąży do przekształcenia wiekowego królestwa w republikę.
Tysiące demonstrantów od wtorku okupują teren wokół siedziby premiera. Manifestanci, którzy od środy są szczelnie otoczeni przez szpaler policji, zapowiedzieli, że okupacja trwać będzie do czasu dymisji rządu premiera Samaka Sundaraveja.
Protestujący boją się o swoich przywódców. W środę sąd w Bangkoku wydał nakaz aresztowania dziewięciu organizatorów manifestacji - liderów opozycyjnego Ludowego Sojuszu na rzecz Demokracji (PAD). Policjantom nie udało się ich aresztować.
"Rząd chce obalić monarchię"
PAD oskarża władze o to, iż są marionetką obalonego w 2006 roku ówczesnego premiera Tajlandii Thaksina Shinawatry. Podkreśla też, że występuje w obronie króla Bhumibola Adulyadeja, oskarżając gabinet Samaka Sundaraveja, iż chce przekształcić Królestwo Tajlandii w republikę. Rząd kategorycznie zaprzecza takim oskarżeniom.
Według portalu internetowego BBC, PAD z demokracją ma tylko wspólną nazwę, a w praktyce prowadzi kampanię przeciwko demokracji. PAD uważa, że wybory w zachodnim stylu prowadziły w Tajlandii do skorumpowanych i nieskutecznych rządów.
PAD popierany jest głównie przez rojalistyczną elitę Bangkoku i klasę średnią, podczas gdy rząd cieszy się poparciem na wsi.
Źródło: TVN24, PAP