Ciężko pracują i ćwiczą w afrykańskich upałach po kilkanaście godzin dziennie, ale dostają tyle jedzenia, ile będąca na lekkiej diecie pracownica biura w Sztokholmie. Szwedzcy żołnierze na misji ONZ w Mali mieli tak źle, że się zbuntowali i donieśli do mediów. Sprawa „głodujących” wojskowych trafiła do parlamentu, wywołała ostrą krytykę ministerstwa obrony i zaowocowała ofertą firmy, która chce za darmo zapewnić wojskowym dodatkowe racje.
Aferę zapoczątkowała publikacja w gazecie „Dagens Nyheter”, której dziennikarze oparli się o kontakty z rodzinami 250 wojskowych, którzy od jesieni 2014 roku stacjonują w Mali. Są tam w ramach misji stabilizacyjnej ONZ, która ma zagwarantować spokój w państwie, po oczyszczeniu go przez wojska francuskie z radykalnych islamistów.
Obcięcie racji o połowę i "głodówka"
Żołnierze opisują, że przez pierwsze tygodnie wszystko było normalnie, bowiem żywili się standardowymi polowymi racjami żywnościowymi szwedzkiego wojska. To specjalnie przygotowane pakiety zawierające pożywne posiłki. Ponieważ muszą mieć długą przydatność do spożycia i być umieszczone w jak najmniejszych opakowaniach, to nie są nadmiernie finezyjne, czy smaczne, ale spełniają swoją funkcję, czyli dostarczają żołnierzom energii do działania. Na początku 2015 roku ukończono jednak budowę bazy szwedzkiego kontyngentu, w tym stołówki i kuchni. Zapasy do gotowania do niej dostarczane są przez służby misji ONZ, który składa się w zdecydowanej większości z żołnierzy państw afrykańskich i azjatyckich. Dla Szwedów oznaczało to żywnościową katastrofę, bowiem po jedzeniu swoich racji dających im ponad 3 tysiące kalorii dziennie, musieli przestawić się na bardzo ubogie standardowe porcje ONZ, dające 1,8 tysiąca kalorii. Ze względów bezpieczeństwa nie mogą kupować jedzenia poza bazą. Szwedzcy żołnierze skarżą się, że jak na kilkanaście godzin aktywności w gorącym klimacie, w tym około dwóch przeznaczonych na obowiązkowe ćwiczenia fizyczne, taka mała porcja żywnościowa jest równoznaczna z „głodowaniem”. Nie wspominając o jakości posiłków, które mają przypominać najczęściej mało atrakcyjną papkę złożoną z ryżu i mięsa kurczaka. Dowódca szwedzkiej misji w Mali, pułkownik Carl-Magnus Svensson, odrzucił skargi żołnierzy i powiedział dziennikarzom, że to „fanaberie”. Jego zdaniem Szwedzi nie mogą dostawać więcej jedzenia niż inni członkowie kontyngentu ONZ, a ci jakoś żyją na 1,8 tysiąca kalorii.
Jedzenie żołnierzy w parlamencie
Wbrew ocenie pułkownika, publikacja „Dagens Nyheter” wywołała jednak falę oburzenia w Szwecji. Sprawa dotarła do parlamentu, gdzie komentowali ją posłowie. - To mnie wkur… - stwierdził dosadnie Allan Widman, szef Komitetu ds. Obronności. - Jeśli nasi żołnierze chodzą głodni, to coś z tym trzeba zrobić. Zamiast zasłaniać się fałszywą solidarnością, powinniśmy przede wszystkim zadbać o sytuację naszych ludzi - dodał. W podobnym tonie wypowiadali się też inni politycy. Ministerstwo obrony zapewniło, że zajmie się sprawą. Dzień później wojsko zapewniło, że problemy są rozwiązane i na dowód opublikowano na stronie sił zbrojnych zdjęcie, mające przedstawiać „nową” porcję jedzenia wydawaną żołnierzom w Mali. Wygląda bardzo przyzwoicie i dość obficie. Problem w tym, że według żołnierzy to kłamstwo. W piątek na łamach „Dagens Nyheter” pojawił się kolejny artykuł, oparty o informacje przekazane przez bliskich „misjonarzy”. Zamieszczono w nim zestawienie zdjęcia ze strony ministerstwa oraz zdjęcie, które miało zostać przysłane przez jednego z żołnierzy. Widać na nim ponownie bliżej nieokreśloną ryżowo-mięsną breję. Do sporu włączyła się znana w Szwecji firma produkującą konserwy. W pierwszym artykule „DN” żołnierze sarkali, że dowództwo mogłoby im po prostu przysłać samolot transportowy wyładowany puszkami, a oni byliby szczęśliwi. Zarząd firmy zaoferował więc wojsku, że podaruje mu, o co tylko poprosi, żeby ludzie w Mali mieli co jeść. Nie wiadomo, czy siły zbrojne skorzystają z oferty.
Autor: mk/sk/kwoj / Źródło: "Dagens Nyheter", tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dagens Nyheter