Podczas szczytu G20 w Sankt Petersburgu Barack Obama nie ustaje w wysiłkach, aby przekonać jak najwięcej przywódców do konieczności interwencji w Syrii. Prezydent USA miał o tym mówić podczas długiej kolacji w czwartek wieczorem. Nie ma informacji, aby kogoś przekonał.
Jak powiedział w piątek doradca Obamy, Ben Rhodes, prezydent mówił, iż "jest głęboko przekonany o użyciu broni chemicznej przez siły reżimu syryjskiego". Urzędnik przekazał także, że amerykański prezydent podkreślił potrzebę utrzymywania w mocy międzynarodowych zakazów stosowania tej broni.
Różnice interesów
Prezydent USA mówił o tym podczas roboczej kolacji przywódców G20 w czwartek wieczorem, która przeciągnęła się do późna w nocy. Obama miał przekonywać, że do ataku na przedmieściach Damaszku z 21 sierpnia, w którym zginęło ponad 1400 osób, dokonały wojska prezydenta Baszara el-Asada. Wyraził też ocenę, że działalność Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Syrii jest sparaliżowana. W ciągu trwającego 2,5 roku konfliktu w Syrii Rosja i Chiny wetowały w RB ONZ projekty rezolucji proponowane przez kraje zachodnie, których celem było wywarcie nacisku na Asada. Obama mówił również o Syrii w piątek z przywódcą Chin Xi Jinpingiem. Pekin od zawsze stara się blokować wszelkie interwencje międzynarodowe, w myśl dominującej w Chinach myśli, iż we własnych granicach rząd jest wyłącznym panem nad swoimi obywatelami.
Rosjanie są natomiast nadal nieprzekonani i bronią swojego syryjskiego sojusznika, zarzucając Amerykanom, iż nie mają dość dowodów na jego winę. Przez cały szczyt Putin i Obama okazują sobie wyreżyserowaną oziębłość, która ma być wyrazem kiepskich stosunków pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem.
Gospodarka na bok
Szczyt G20, nieformalnego klubu skupiającego 19 największych gospodarek świata i Unię Europejską, zdominowany jest przez temat Syrii. Kwestie finansowe, będące teoretycznie najważniejszym aspektem funkcjonowania G20, zostały zepchnięte na dalszy plan.
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP