Susan Abulhawa wychowała się na Bliskim Wschodzie. Żyła między Kuwejtem, Jordanią i Palestyną. Kilka lat mieszkała w USA. Jej rodzice zostali zmuszeni do wyjazdu z rodzinnych stron po wojnie siedmiodniowej w 1967 roku.
Jest aktywistką na rzecz praw człowieka, biolożką i komentatorką polityczną. Założyła Playgrounds for Palestine, organizację, która tworzy place zabaw dla palestyńskich dzieci.
Jej powieść "Poranki w Dżeninie", która ukazała się teraz w Polsce, sprzedała się w ponad milionie egzemplarzy na całym świecie.
Gdy rozmawiamy o przyszłości Palestyny, mówi kąśliwie: - Benjamin Netanjahu ma polskie korzenie. Powinniście go zabrać z powrotem do siebie. Zrobilibyście dużo dobrego dla Bliskiego Wschodu.
Jacek Tacik: Napisała pani "Poranki w Dżeninie" niemal 20 lat przed atakami Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku.
Susan Abulhawa: Tak, ale nie oznacza to, że moja powieść w jakiś sposób straciła na znaczeniu. Przeciwnie, jeszcze lepiej w niej widać, czym jest syjonistyczny plan wymazania rdzennych mieszkańców z Palestyny.
Kolejne izraelskie rządy, ale i środowiska akademickie, a nawet religijne - przez ostatnich 20 lat - mówiły o "zagrożeniu demograficznym" ze strony Palestyńczyków. Dzietność wśród nich przewyższa dzietność wśród żydowskich Izraelczyków. Rozwiązaniem miałoby być pozbycie się Palestyńczyków.
I to się już dzieje w Gazie. 70 tysięcy zabitych Palestyńczyków. Każdy miał imię i nazwisko, rodzinę, marzenia, plany.
Liczby są zaniżone. Dziesiątki tysięcy ludzi leży jeszcze pod zgliszczami budynków, miast - w gruzach zbombardowanych domów.