Porozumienie pokojowe z rebelianckim Sudańskim Frontem Rewolucyjnym (SFR) zawarł w poniedziałek rząd tymczasowy Sudanu. Przystąpienia do porozumienia odmawiają nadal dwie silne grupy rebeliantów - jedna z Darfuru, a druga z południa kraju.
Porozumienie podpisane w poniedziałek powinno zagwarantować spokój w odległych prowincjach kraju. Zabiegał o nie wojskowo-cywilny rząd tymczasowy, powołany po obaleniu w kwietniu 2019 roku prezydenta Omara el-Baszira.
Umowę podpisano w stolicy Sudanu Południowego Dżubie, gdzie negocjacje toczyły się od końca ubiegłego roku. Transmitowano je w telewizji.
"Po drodze czekają poważne problemy"
Ekspert do spraw Sudanu brukselskiego think tanku Międzynarodowa Grupa Kryzysowa Jonas Horner ocenił, że podpisanie umowy to "bardzo znaczący postęp w transformacji Sudanu".
- Jest to jednak porozumienie bardzo dalekie od całkowitego i stanowi jedynie pierwszy krok ku pokojowi, a po drodze czekają jeszcze poważne problemy (...). Międzynarodowa pomoc finansowa i wsparcie dyplomatyczne, a wręcz presja, będą potrzebne, by sprawić, że strony porozumienia wcielą je w życie - dodał Horner.
"Początek ścieżki pokoju, który wymaga silnej i zdecydowanej woli"
SFR należy do prodemokratycznego ruchu, który doprowadził do obalenia el-Baszira, ale jak dotąd członkowie tego ugrupowania nie popierali w pełni rządu tymczasowego – zauważyła agencja AP.
Umowa ma zapewnić pewną autonomię prowincji Nilu Błękitnego, Kordofanu Południowego i Kordofanu Zachodniego na południu Sudanu - zgodnie z planem, do którego dotarło AP. Siły rebeliantów mają zostać włączone do sił zbrojnych Sudanu.
Premier Sudanu Abdalla Hamdok na Twitterze okrzyknął umowę "początkiem ścieżki pokoju (...), który wymaga silnej i zdecydowanej woli". Z kolei prezydent Sudanu Południowego Salva Kiir określił porozumienie jako "kamień milowy" i przyrzekł, że "będzie nadal wspierał Sudańczyków, aby zapewnić realizację porozumienia pokojowego".
"Uważamy, że za formalnym porozumieniem muszą iść lokalne wysiłki na rzecz pokoju i pojednania" - oceniły we wspólnym oświadczeniu Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Norwegia.
Źródło: PAP