Podczas wtorkowego wspólnego patrolu Brytyjczyków i Afgańczyków w prowincji Helmand, jeden z "sojuszników" ISAF zwrócił broń w stronę zachodnich żołnierzy i zabił trzech z nich na miejscu, a dwóch ranił. Nie był to pierwszy taki atak ze strony afgańskiego wojska bądź policji.
Nie są znane dokładne okoliczności tragedii, ani informacje na temat losu renegata, który zastrzelił swoich towarzyszy. Nie było to pierwsze tego rodzaju zdarzenie w Afganistanie.
Jak poinformował przedstawiciel NATO, prezydent Hamid Karzaj wysłał NATO oraz rządowi Wielkiej Brytanii list kondolencyjny z przeprosinami. - Afganistan zrobi wszystko, by osądzić zdrajców - powiedział rzecznik prezydenta Wahid Omar.
Opłacani przez zachód, atakują zachód
Powtarzające się ataki na żołnierzy zachodnich w wykonaniu członków afgańskiego wojska i policji są podstawą do zadawania pytań o stopień infiltracji tych służb przez rebeliantów. Tym bardziej, że obydwie formacje są intensywnie finansowane i trenowane przez państwa NATO.
Stworzenie silnej i sprawnej policji oraz armii jest uznawane za jeden z niezbędnych elementów dla powodzenia misji ISAF.
Liczne ofiary strzałów w plecy
Najbardziej krwawe zajście tego rodzaju miało miejsce w ubiegłym październiku, kiedy afgański policjant zastrzelił pięciu Brytyjczyków w bazie treningowej. Miesiąc później żołnierz afgański zastrzelił Amerykanina i ranił dwóch włoskich żołnierzy we wspólnej bazie NATO i Afganistanu w prowincji Badghis.
W Afganistanie stacjonuje obecnie ok. 143 tys. zagranicznych żołnierzy.
Źródło: reuters, pap