Stracili łódź w Amazonii. Życie uratowało im wojsko

Aktualizacja:
Stracili łódź w dzikich ostępach Amazonii. Życie uratowało im wojsko
Stracili łódź w dzikich ostępach Amazonii. Życie uratowało im wojsko
TVN24
Stracili łódź w dzikich ostępach Amazonii. Życie uratowało im wojskoTVN24

- Została mi jedna puszka mielonki, a przede mną było około siedmiu dni płynięcia - mówi Maciej Tarasin, polski podróżnik, który został na początku listopada uratowany przez wojsko z niebezpiecznej rzeki w Amazonii. Razem z swoim towarzyszem Tomaszem Jędrysem znalazł się w dramatycznej sytuacji, gdy rwąca woda porwała ich łódź. O swoich przeżyciach opowiedział TVN24.

Pierwszą informację o dramatycznej akcji ratunkowej w dzikich ostępach kolumbijskiej Amazonii podała agencja Reuters, powołując się na lokalne media. Jednak jak wynika ze słów Tarasina, ich przeżycia różnią się w szczegółach od wersji przekazanej przez agencję.

Ekstremalna przygoda

Mężczyźni spływali rzeką Yari w dorzeczu Amazonki na terenie Kolumbii. Dziewiątego listopada, po dwudziestu dniach podróży, podczas pokonywania niebezpiecznego kanionu o nazwie Raudal Tiburon Polacy stracili swoją łódź, którą porwał silny prąd rzeki. Bez niej znaleźli się w bardzo niebezpiecznej sytuacji, ponieważ do celu ich spływu pozostało około 100 kilometrów.

- Mając na sobie kamizelkę ratunkową z lokalizatorem GPS popłynąłem w dół kanionu na poszukiwanie łodzi - mówi Tarasin. Jędrys pozostał w kanionie z ich telefonem satelitarnym, gdzie miał oczekiwać na swojego kompana. (Reuters podał, że obaj błąkali się po dżungli osiem dni).

- Odnalazłem łódź w sobotę rano 12 listopada i kontynuowałem spływ samotnie - mówi Tarasin. Podróżnik podjął próbę powrotu do swojego kompana, ale okazało się to niemożliwe. Prąd wody był zbyt silny, a wspinaczka po pionowych ścianach kanionu, w którym płynęła rzeka, niemożliwa z powodu kontuzji.

Ratunek w ostępach Amazonki

W międzyczasie Jędrys po dniu oczekiwaniu na kolegę zdecydował się wezwać pomoc przez telefon satelitarny. Skontaktował się z mieszkającą w Berlinie przyjaciółkę Anitą Czerner-Lebedew, która przy pomocy znajomych i polskich dyplomatów zaalarmowała kolumbijskie wojsko.

- Nie miałem świadomości, że akcja ratunkowa jest prowadzona. 13 listopada nad moją łodzią pojawiły się dwa śmigłowce Blackhawk i samolot zwiadowczy - wspomina Tarasin. Kolumbijscy żołnierze podjęli z wody wyczerpanego Polaka. - Uratowali mi życie. Została mi jedna puszka mielonki, a przede mną było około siedmiu dni płynięcia i dodatkowo jeden niebezpieczny kanion - dodaje Tarasin. Później żołnierze uratowali Jędrysa, który od czterech dni koczował w miejscu gdzie stracili łódź.

- Akcja była błyskawiczna, a wojsko niezwykle profesjonalne - chwali Kolumbijczyków polski podróżnik. Po podjęciu przez śmigłowce obaj Polacy trafili najpierw do miasta Araracuara a później do Villavicencio na spotkanie z prasą i generałem kolumbijskich sił powietrznych.

Jak przyznaje Tarasin, wraz z kolegą miał duże szczęście, ponieważ udało im się uniknąć spotkania z członkami antyrządowej partyzantki FARC. Obszar na którym walczyli o przetrwanie należy do bastionów FARC, która ma zwyczaj porywania obcokrajowców dla okupu i wymuszania swoich żądań na władzach.

Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: TVN24