"Straciła całą skórę". Dramat kilkuset ofiar pożaru w parku rozrywki, zapalił się kolorowy proszek


Hsueh Ming Chuan leżała na dmuchanym pontonie, gdy znalazła ją matka. - Straciła całą skórę, jej ręce się trzęsły i cały czas wołała mnie - powiedziała kobieta cytowana przez tajwańską agencję informacyjną. Dziewczyna jest jedną z niespełna pół tysiąca osób rannych w pożarze, jaki wybuchł w sobotę w parku wodnym w pobliżu stolicy Tajwanu.

Pożar wybuchł na zlokalizowanej w parku Formosa Fun Coast scenie, gdzie przebywało około tysiąc osób. Według straży pożarnej zapalił się kolorowy proszek, którym w ramach obchodów "imprezy barw" posypano uczestników. - Mogło to być spowodowane przez wysoką temperaturę wydzielaną przez reflektory sceniczne - przekazał rzecznik tajpejskiej straży pożarnej.

"Nikt nie miał szans uciec"

- Ogień pojawił się zbyt szybko i nikt nie miał szans przed nim uciec - powiedziała 19-letnia dziewczyna, świadek tragedii.

W szpitalach wciąż trwa walka o życie i zdrowie ciężko poparzonych pacjentów. W sumie nadal przebywa w nich 393 osób, w zdecydowanej większości młodych, spośród których 221 przebywa na oddziałach intensywnej opieki.

Operacje przez całą dobę

W poniedziałek zmarła 20-letnia Li Pei Yun, której ciało było poparzone w 90 procentach. Wśród poszkodowanych w najcięższym stanie jest też 18-letnia Chu Li. - Ma poparzone 80 procent ciała - powiedział jej zapłakany ojciec, cytowany przez agencję prasową CNA.

Wielu z rannych cierpi także z powodu wdychania zapalonego proszku, co mogło spowodować obrażenia przewodu oddechowego oraz organów wewnętrznych.

Dyrektor jednego ze szpitali w Tajpej powiedział w rozmowie z CNN, że przez całą dobę przeprowadzane są operacje plastyczne. U rannych usuwane są najciężej uszkodzone obszary skóry i dokonywane przeszczepy, m.in. dzięki bankom skóry w szpitalach na całym Tajwanie.

Śledztwo ws. tragedii

Trwa dochodzenie mające wyjaśnić okoliczności tragedii. Aresztowanych i zwolnionych za kaucją zostało dwóch mężczyzn - organizator imprezy oraz osoba odpowiedzialna za sprzęt i oświetlenie. Nie postawiono im jednak jeszcze żadnych zarzutów.

Lu Chung Chi, będący organizatorem imprezy, publicznie przeprosił za to, co się stało, i wziął na siebie pełną odpowiedzialność. Mężczyzna przepraszał, klęcząc przed zgromadzonymi reporterami.

Autor: mm\mtom / Źródło: CNN, tvn24.pl