10 tys. osób demonstrowało w niedzielę w centrum Belgradu solidarność z aresztowanym b. dowódcą sił bośniackich Serbów Ratko Mladiciem. Doszło do starć z policją, po których 7 osób trafiło do szpitala.
"Mladić, nasz serbski bohater!" - skandowali uczestnicy demonstracji zorganizowanej przez ultranacjonalistyczną Serbską Partię Radykalną.
Żądali ustąpienia prezydenta Borisa Tadicia, który domagał się aresztowania Mladicia. Na scenie ustawili znak z napisem: "Tadić to nie Serbia".
Wielu demonstrantów miało na sobie koszulki z podobizną byłego dowódcy, oskarżonego m.in. o masakrę ok. 8 tys. muzułmańskich mężczyzn i chłopców w Srebrebnicy w wojnie 1992-1995.
Międzynarodowy trybunał w Hadze ds. zbrodni wojennych w b. Jugosławii, przed którym ma stanąć w najbliższym czasie Mladić, zamierza go również sądzić za zbrodnie popełnione przez jego żołnierzy podczas oblężenia Sarajewa.
Starcia z policją
Oddziały policji w sile ponad 3 tys. ludzi ochraniały budynki rządowe i zachodnie ambasady. Uniemożliwiły m.in. przyłączenie się do niej niektórych najbardziej agresywnych grup zwolenników Mladicia.
Mimo to w centrum serbskiej stolicy doszło do brutalnych starć policji z uczestnikami pochodu, którzy rzucali w funkcjonariuszy kamieniami i butelkami. Kontynuowali pochód przez miasto, niszcząc przy tym śmietniki i sygnalizację świetlną oraz odpalając petardy. W parku naprzeciw parlamentu doszło do regularnej bijatyki, która rozprzestrzeniła się na przyległe ulice - pisze dpa.
W odpowiedzi na rozwój wydarzeń Serbska Partia Radykalna przerwała demonstrację.
Po godzinie policji z udziałem jednostki specjalnej udało się odzyskać "pełną kontrolę nad sytuacją" - zapewnił komendant główny Milorad Weljowić. Jak powiedział, zatrzymano ponad 70 uczestników zajść, a siedem osób trafiło do szpitala. Wśród rannych był co najmniej jeden policjant - podała dpa.
W centrum Belgradu już ok. godz. 22 zapanował spokój - podała stacja telewizyjna B-92.
Źródło: PAP