Socjalizm albo śmierć

Aktualizacja:
Socjalizm albo śmierć
Socjalizm albo śmierć
TVN24
Socjalizm albo śmierćTVN24

Hawana, 31 lipca 2006 roku. Sekretarz Fidela Castro ogłasza, że wódz, na kilka dni przed swoimi 80. urodzinami przeszedł poważną operację. "Tymczasowo" przekazuje władzę młodszemu bratu. Przez świata przemyka błyskawiczna myśl - idą zmiany! Dzisiaj, ponad dwa lata od tego wydarzenia, po tamtej euforii pozostało już tylko pytanie - czy kiedykolwiek nadejdą?

Dzisiejsza Kuba to tonąca wyspa, która zastygła w przemianach. Mimo, że od lutego 2008 roku El Comendante już ostatecznie znalazł się na emeryturze, a tron wodza oficjalnie przejął obiecujący zmiany Raul – kraj wciąż boryka się z chroniczna niewydolnością systemu i błędami absurdalnego reżimu. Kuba od pół wieku niezmiennie pozostaje bastionem komunizmu, mieszanką karaibskich cudów natury i ludzkiej nędzy.

Wizualne (wirtualne) zmiany

Prawdą jest, że Raul Castro zezwolił wreszcie Kubańczykom na posiadanie takich nowości techniki jak telefony komórkowe, mikrofalówki czy ipody. Kubańczycy mogą już nawet mieszkać w tych samych hotelach, co zagraniczni turyści. Cóż jednak z tego, skoro jak wyspa długa i szeroka, jej mieszkańcy zarabiają równowartość dziesięciu - dwudziestu dolarów na miesiąc. Dotyczy to wszystkich – lekarzy, inżynierów, nauczycieli, robotników, a nawet gwiazd kubańskiego baseballu.

Przy takich zarobkach wiązanie końca z końcem to na Kubie prawdziwy wyczyn. O tym by starczyło na coś więcej niż minimalne świadczenia i żywność - nie ma tu mowy. Nic dziwnego, że Kubańczycy pytani o to, co sądzą o nowym wodzu i jego reformach odpowiadają zgodnie – te zmiany, to czysta kosmetyka.

Wszechobecna bezpieka

Kuba to kraj niezmiennie rządzony przez reżim wojskowych. To widać na każdym kroku. Mundurowa i cywilna bezpieka są tu dosłownie wszędzie. Rozmawiać z Kubańczykami oczywiście można, ale kiedy na ulicy pojawia się kamera - na rogu natychmiast wyrasta policyjno-wojskowy patrol i czuwa nad każdym ruchem filmowanych i filmujących.

Jedyny sposób by naprawdę usłyszeć jak wygląda kubańska codzienność to stać się jednym z jej szarych uczestników. O życiu i polityce kubańczycy mówią chętnie. Ale nawet w sklepie, u fryzjera czy na stacji benzynowej opowiadając o tamtejszych realiach - ściszają głos.

Nowa stara Kuba

Na Kubie codzienny widok tworzą kartki żywnościowe, wszechobecne kolejki, świecące pustką sklepowe półki i propagandowe murale ze zwycięskimi wizerunkami bohaterów rewolucji. Przyzwoicie zaopatrzone są wyłącznie kubańskie ‘Pewexy’. Jednak tam - produkty są poza zasięgiem przeciętnego, kubańskiego portfela.

W jaki sposób w takim razie Kubańczykom udaje się przetrwać? Prawda jest taka, że ponad połowa ludności żyje dziś wyłącznie dzięki dolarom i paczkom emigrantów ze Stanów Zjednoczonych. Reszta by przeżyć musi albo pracować w turystyce albo łamać przepisy narażając się na surowe represje.

Państwo jest właścicielem niemal każdej nieruchomości i pojazdu. Zdarzają się prywatne taksówki, restauracje czy kwatery dla turystów, ale ich właściciele płacą co miesiąc zbójeckie myto za swoją działalność. W efekcie zostaje im równie niewiele jak pozostałym. Wolność słowa czy w ogóle jakakolwiek wolność to abstrakcja. Obecna sytuacja na Kubie po pięćdziesięciu latach od zwycięstwa rewolucji nie pozostawia złudzeń, co do oceny ojców tego zwycięstwa.

Za, a nawet przeciw

Mimo to na Kubie na próżno szukać symptomów zmian, stymulowanych oddolnym, społecznym ruchem. Komunizm kubański nie jest tropikalną wersją systemu, jaki panował w Polsce przed rokiem 1989. Ci sami Kubańczycy, którzy narzekają na wodza i niedolę, zamiast solidarnie jednoczyć się w walce o wolność - jednym tchem wymieniają zalety reżimu. Pełne zatrudnienie, darmowe szkolnictwo, służba zdrowia, czy świadczenia socjalne i emerytalne są dla ogromnej większości Kubańczyków ważniejsze niż demokracja.

Wróg dyżurny

Ponadto, w chwilach największej nędzy, reżim Fidela Castro - by przetrwać - mógł liczyć na jeszcze jedno: jedność społeczeństwa w walce ze wspólnym wrogiem. Przez pięćdziesiąt lat kubański dyktator co rusz kazał swoim rodakom o coś walczyć i za coś umierać: a to za ideologię, a to za rewolucję, a to za socjalizm. Ale najczęściej chodziło o walkę z amerykańskim imperializmem.

Kubańczycy wskazują na przejeżdżającego polskiego Fiata 126p i z uśmiechem kwitują – El Pais de Polaquito! Kraj Malucha!

"Maluch" Fidela

Na polski, solidarnościowy model zwycięstwa nad komunizmem wyspa nie ma szans. Zresztą Kuba to jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie Solidarność, Lech Wałęsa czy Jan Paweł II nie robią żadnego wrażenia. Tu, kiedy na pytanie – Where are you from? – odpowiadamy – de Polonia, Kubańczycy wskazują na przejeżdżającego polskiego Fiata 126p i z uśmiechem kwitują – El Pais de Polaquito! Kraj Malucha! Od lat siedemdziesiątych obok sędziwych amerykańskich krążowników, to właśnie polski Maluch jest stałym elementem hawańskiej ulicy.

To kiedy te zmiany?

Nie prędko. Nawet śmierć wielkiego El Comendante może niewiele tu zmienić. Bo, mimo, iż okres niemal półwiecznego panowania Fidela dobiegł końca - sukcesję władzy wyreżyserował on sam. Ojciec rewolucji przekazując władzę bratu i kilkunastu lojalistom, którzy od dziesiątków lat rządzili krajem sprawił, że wszystko odbyło się płynnie i bezboleśnie. Jego sukcesorzy są kontynuatorami tej samej wizji i idei. El Comendante był dla nich nie tylko wodzem, ojcem, idolem i bohaterem, ale przede wszystkim nauczycielem. Dobrym nauczycielem. Dlatego dziś za Raúlem Castro stoi cały szereg osób, które mają dostateczne kompetencje i autorytet, by w przyszłości, przy permanentnej bierności społeczeństwa, przejąć wodze władzy i po jego odejściu.

Kierunek Floryda

Na ulicach Hawany, wśród młodych krąży pewien żart, który jest dobrą parafrazą możliwości i marzeń młodego pokolenia: Kim chcesz być, jak dorośniesz? – pyta ojciec syna. Chcę zostać cudzoziemcem – odpowiada dziecko.

Niestety, dla większości Kubańczyków jedyna szansa na jakiekolwiek zmiany od pięćdziesięciu lat jest taka sama - ucieczka z wyspy. Podczas rejsu ku Florydzie na tratwach, zdezelowanych kutrach i przeładowanych barkach utonęło tysiące Kubańczyków. Przejęcie władzy przez Raula bynajmniej nie zamknęło tej liczby. I właśnie ta ponura statystyka jest najlepszym dowodem na to, że odwieczne hasło rewolucji ‘socjalizm albo śmierć’ nawet bez pomocy Fidela żyje i ma się dobrze.

Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: TVN24