Biznesowa elita, luksusowy hotel, 130 hostess. Wielki skandal w Londynie


Kobiety obmacywane, nakłaniane do seksu i poniżane - tak wyglądała gala wydana dla brytyjskiej elity, na którą zaproszeni byli tylko mężczyźni. Dziennikarka prestiżowego "Financial Timesa" dostała się tam, udając jedną ze 130 hostess, zatrudnionych do obsługi gości. To, co zobaczyła i opisała, wywołało szok w Londynie. - To nieprawdopodobne, że mamy XXI wiek i tego rodzaju doniesienia nadal się pojawiają. Brak mi słów - stwierdziła Anne Milton, minister ds. kobiet. Dzień po publikacji organizacja odpowiadająca za to wydarzenie poinformowała, że więcej już go nie zorganizuje.

Spotkania w luksusowym hotelu Dorchester w centrum Londynu były organizowane od 33 lat przez Presidents Club Charitable Trust (ang. Dobroczynny Klub Prezydencki) - organizację założoną przez grupę możnych i wpływowych Brytyjczyków, której celem jest zbieranie pieniędzy na rzecz biednych dzieci.

Jej strona podaje tylko zdawkowe informacje na temat działalności i corocznych aukcji, zawiera jedynie kilka zdań wprowadzenia i podsumowanie, mówiące o tym, że w ciągu 33 lat zebrało 20 milionów funtów na rzecz całego szeregu instytucji wymienionych na długiej liście beneficjentów.

Po publikacji "Financial Timesa" wydaje się, że 34. spotkania już nie będzie.

"To specyficzna robota"

Choć cel corocznej zbiórki jest szczytny, to jak twierdzi "FT", ostatnie, czwartkowe (18 stycznia) wydarzenie w hotelu Dorchester wyraźnie odbiegało od poziomu tych kulturalnych.

Zaproszenie na nie mogli otrzymać tylko mężczyźni. Na ulotkach informacyjnych zamieszczane były takie sformułowania jak "najmniej politycznie poprawne wydarzenie roku".

Na około 300 zaproszonych możnych i wpływowych gości czekało wysokiej klasy jedzenie i trunki oraz aukcja charytatywna. W tym roku można było na niej wylicytować obiad z szefem brytyjskiej dyplomacji Borisem Johnsonem, herbatkę z szefem Banku Anglii Markiem Carneyem czy pakiet operacji plastycznych, które "mogą odjąć ci kilka lat z życia albo podkręcić twoją żonę". Jak wynika z relacji dziennikarki "FT", istotną atrakcją wieczoru było też 130 hostess. "Obowiązkowym ubiorem był czarny, obcisły i kusy strój, pasująca do niego bielizna oraz buty na obcasie" - pisze dziennikarka. Hostessy musiały też na początku podpisać dokument, w którym zobowiązywały się nie ujawniać informacji na temat spotkania pod groźbą pozwu. Miały nie mieć czasu go dobrze przeczytać ani nie dostać jego kopii.

Z doniesień "FT" wynika, że przed galą jedna z organizatorek wydarzenia instruowała hostessy, że mężczyźni mogą być tego wieczora "denerwujący". - To specyficzna robota. Niektóre dziewczyny to kochają, inne nienawidzą. Musicie znosić denerwujących facetów i jeśli możecie, to będzie ok - miała stwierdzić.

Jedne przerażone, inne zadowolone

Na początku wieczoru kobiety zostały ustawione od najwyższej do najniższej i przy akompaniamencie muzyki przemaszerowały przed zebranymi po scenie, po czym rozeszły się do wyznaczonych im stolików. Zadanie hostess miało być "proste". "Zabawiać i zajmować obecnych mężczyzn" - opisuje dziennikarka. O odpowiednią gorliwość w tych staraniach dbały krążące po sali nadzorczynie. Hostessy miały mieć też kontrolowany czas pobytu w toalecie. Jeżeli któraś z nich znajdowała się tam zbyt długo, zajmował się nią stojący przed drzwiami ochroniarz. Jak pisze dziennikarka "FT", w trakcie całego wieczoru kobiety miały być obmacywane, siłą przyciągane przez mężczyzn i całowane. Mieli im wkładać ręce pod spódniczki. Niektóre otrzymywały propozycje udania się do pokoju hotelowego z gośćmi, inne były kuszone ofertami intratnych posad. Dziennikarka opisuje, że widziała około 70-letniego mężczyznę, który chwycił hostessę, przycisnął do siebie, stwierdził, że "wygląda zdecydowanie zbyt trzeźwo" i nalał alkoholu do szklanki. "Chcę, żebyś to wypiła duszkiem, zerwała majtki i tańczyła na stole" - miał powiedzieć.

Inną kobietę starszy mężczyzna miał zapytać, czy jest prostytutką. "To mój pierwszy i ostatni raz tutaj. To jest k**** przerażające" - miała później powiedzieć dziennikarce.

Jeszcze innej hostessie jeden z mężczyzn miał pokazać swojego penisa. Równocześnie wiele kobiet bawiło się dobrze przy swoich stolikach i upijało się z gośćmi. Część była podekscytowana propozycjami dotyczącymi pracy, jakie dostała - zaznacza dziennikarka.

"Musimy wysłać wyraźny przekaz"

W reakcji na tekst "FT" na Wyspach pojawiła się fala krytycznych komentarzy pod adresem zaproszonych na czwartkową imprezę mężczyzn. Sam Presidents Club wydał oświadczenie, które przesłał gazecie. Stwierdzono w nim, że "takie zachowania są absolutnie nie do zaakceptowania", zaś "zarzuty zostaną zbadane i podejmiemy stosowne działania".

Hotel Dorchester stwierdził z kolei, że nie był świadom, iż takie rzeczy dzieją się podczas wydarzenia i zadeklarował, że "rozmawia z organizatorami na ten temat".

Jednak dzień po publikacji tekstu "FT" Presidents Club zapowiedział, że kończy z tradycją aukcji i więcej nie będzie ich organizował. Do doniesień odniosła się też część brytyjskich parlamentarzystek. - Wydaje mi się, że jest pewne powiązanie pomiędzy bogatymi i wpływowymi ludźmi oraz takimi zachowaniami. Musimy wysłać wyraźny przekaz, że to nie jest akceptowane - stwierdziła minister ds. kobiet Anne Milton. Powiedziała też, że w wydarzeniu w hotelu Dorchester uczestniczył poseł Partii Konserwatywnej Nadhim Zahawi, miał jednak szybko wyjść. - Powiedział, że czuł się wyjątkowo nieswojo. Kiedy przeczytał o szczegółach wydarzenia, był zszokowany - stwierdziła Milton.

Komisja ds. Dobroczynności zajmująca się nadzorowaniem tego rodzaju wydarzeń zapowiedziała dochodzenie. Jeden z londyńskich szpitali dziecięcych, który otrzymał dotację w postaci pieniędzy zebranych na aukcji, zapowiedział, iż je zwróci.

"Nigdy byśmy ich nie zaakceptowali, wiedząc, jak były zebrane" - napisano w oświadczeniu szpitala London's Great Ormond Street and Evelina.

Autor: mk/adso / Źródło: FT, Reuters