Serbscy studenci zapowiedzieli, że w poniedziałek zamierzają kontynuować protest po wyborach parlamentarnych i samorządowych w Serbii. Opozycja zarzuca władzom nieprawidłowości i manipulacje. W niedzielę wieczorem policja zabarykadowała się w ratuszu w Belgradzie, strzelając gazem łzawiącym do protestujących, którzy próbowali dostać się do budynku.
Jak podał portal serbskiej gazety "Blic" studenci zapowiedzieli akcję protestacyjną w poniedziałek przed budynkiem Ministerstwa Administracji Publicznej i Samorządu Lokalnego w Belgradzie.
Studenci, popierający opozycyjne ugrupowanie Serbia przeciw Przemocy, oznajmili, że jeśli w czasie protestu nie otrzymają pozytywnej odpowiedzi ze strony ministerstwa, udadzą się do dwóch obiektów w Belgradzie, które blokują i których nie ujawnili "ze względów bezpieczeństwa".
Serbia Przeciw Przemocy ma w poniedziałek ogłosić opinii publicznej, jakie są jej plany na przyszłość w związku z protestem, który wybuchł w niedzielę wieczorem i polegał na próbie włamania się demonstrujących do budynku Zgromadzenia Miejskiego (ratusza) w Belgradzie - podał portal gazety "Blic".
Na godzinę 15 w Belgradzie zaplanowano posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w związku z pogarszającą się sytuacją w kraju.
Zarzuty opozycji
W niedzielę wieczorem, policjanci, używając m.in. gazu łzawiącego, policjanci rozpędzili w niedzielę demonstrantów szturmujących budynek ratusza w Belgradzie. Rannych zostało co najmniej 30 funkcjonariuszy - poinformowały w nocy z niedzieli na poniedziałek miejscowe media. Prezydent Aleksandar Vucić oznajmił, że funkcjonariusze zostali obrzuceni betonowymi blokami. Stan niektórych poszkodowanych jest poważny. Policja zatrzymała przeszło 30 osób.
Serbska opozycja zarzuca władzom nieprawidłowości i manipulacje podczas wyborów parlamentarnych i samorządowych, które odbyły się 17 grudnia. Protestujący od tygodnia zwolennicy opozycji domagają się anulowania wyników wyborów. Według obserwatorów z UE i Rady Europy wybory były nieuczciwe i zmanipulowane.
Główna siła opozycji - centrolewicowa koalicja Serbia Przeciwko Przemocy - wezwała instytucje międzynarodowe i UE do nieuznawania wyników wyborów i podjęcia międzynarodowego dochodzenia w tej sprawie.
Według oficjalnych danych rządząca Serbska Partia Postępowa (SNS) zdobyła 128 miejsc, a Serbia Przeciwko Przemocy - 65 mandatów w 250-osobowym Zgromadzeniu Narodowym.
Zarzuty międzynarodowej misji obserwacyjnej
Międzynarodowa misja obserwacyjna stwierdziła w poniedziałek, że SNS uzyskała nienależną przewagę w wyniku stronniczości mediów, niewłaściwego wpływu prezydenta Aleksandara Vucicia oraz nieprawidłowości w głosowaniu, takich jak kupowanie głosów.
Vucić przekazał w niedzielę, że te twierdzenia są kłamstwami rozpowszechnianymi przez opozycję. Zasugerował także, że zamieszki zostały wywołane z zagranicy. Zwracając się do narodu podczas protestu przed ratuszem w Belgradzie, nazwał demonstrantów "bandytami", którym nie uda się zdestabilizować państwa i stwierdził: - To nie jest rewolucja.
Associated Press poinformowało, że w niedzielę wieczorem policja zabarykadowała się w ratuszu w Belgradzie, strzelając gazem łzawiącym do protestujących, którzy wybili okna przy wejściu do budynku. Nie było bezpośrednich doniesień o ofiarach.
Protestujący krzyczeli "otwierajcie drzwi" i "złodzieje", obrzucając budynek jajkami. Niektórzy skandowali "Vučić to Putin", porównując serbskiego prezydenta do przywódcy Rosji.
Źródło: PAP, "Guardian", blic.rs