Rzecznik Pentagonu kapitan Jeff Davis oświadczył, że rosyjskie siły były uprzedzone, iż dojdzie do amerykańskiego ataku na bazę wojsk syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada. Zapewnił też, że amerykańskie pociski nie uderzyły w ten rejon bazy, w którym mogliby się znajdować rosyjscy żołnierze. Kreml w pierwszych komentarzach nazwał ostrzał "agresją przeciwko suwerennemu narodowi". Wydanie specjalne w TVN 24 i TVN 24 BiS.
Davis sprecyzował, że administracja nie czekała na zgodę Rosji w sprawie ataku, ale wcześniej odbyła liczne rozmowy z siłami rosyjskimi.
W ataku najprawdopodobniej nie zginął żaden Rosjanin.
Reakcje Rosji
Rosja początkowo milczała w tej sprawie, rano polskiego czasu pojawiła się pierwsza informacja, że Rosjanie zażądają zebrania Rady Bezpieczeństwa ONZ. Miał to zapowiedzieć szef komitetu obrony rosyjskiego parlamentu, którego cytuje agencja RIA Nowosti.
Przewodniczący komisji do spraw obrony i bezpieczeństwa w Radzie Federacji Wiktor Ozierow ocenił, że atak może przekreślić współpracę w Syrii wojskowych Rosji i USA, ponieważ - jego zdaniem - Waszyngton nie kontaktował się z Moskwą przed dokonaniem ataku. Zdaniem Konstantina Kosaczowa, który stoi na czele komisji spraw zagranicznych w Radzie Federacji, bardzo wątpliwa jest teraz perspektywa stworzenia koalicji z udziałem Rosji i USA w sprawie Syrii. MSZ Rosji wyda w najbliższym czasie oświadczenie w sprawie amerykańskiego ataku - zapowiedziała rzeczniczka resortu dyplomacji Maria Zacharowa.
Kreml: atak zaszkodzi stosunkom USA-Rosja
W późniejszych godzinach porannych pojawił się komentarz ze strony Kremla. Cytowany przez agencje informacyjne rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył, że zdaniem prezydenta Władimira Putina amerykańskie uderzenie na syryjską bazę to "złamanie prawa międzynarodowego", które znacząco zaszkodzi stosunkom USA-Rosja.
Pieskow podał, że w ocenie Putina ostrzał to "agresja przeciwko suwerennemu narodowi" pod "wymyślonym pretekstem" i jest to "cyniczna próba" odciągnięcia uwagi świata od cywilnych ofiar koalicji walczącej z tzw. Państwem Islamskim w Iraku.
Pieskow stwierdził, że zdaniem Rosji Syria nie dysponuje bronią chemiczną. Ocenił, że zniszczenie wszystkich zasobów tej broni, jakimi dysponowała syryjska armia rządowa, zostało potwierdzone przez wyspecjalizowaną agendę ONZ.
Rzecznik Kremla zaznaczył, że amerykański atak na syryjską bazę "wyrządza znaczące szkody stosunkom rosyjsko-amerykańskim, które i bez tego znajdują się w opłakanym stanie". W ocenie Putina "ten krok (Waszyngtonu) przede wszystkim nie zbliża nas do ostatecznego celu w walce z terroryzmem międzynarodowym, przeciwnie - stwarza poważną przeszkodę w stworzeniu koalicji międzynarodowej w walce z nim i w skutecznym przeciwdziałaniu temu ogólnoświatowemu złu" - przekazał rzecznik rosyjskiego prezydenta.
W dniach 11-12 kwietnia Moskwę ma odwiedzić sekretarz stanu USA Rex Tillerson. Zapowiedziano jego rozmowy z ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem m.in. na temat walki z tak zwanym Państwem Islamskim w Syrii. Prezydent Rosji Władimir Putin mówił w zeszłym tygodniu, że spotka się z Tillersonem, jeśli odwiedzi on Moskwę.
Reakcja Iranu
Atak skomentowały też władze Iranu. Nazwały go "destrukcyjnym i niebezpiecznym".
Iran potępił użycie broni chemicznej. Bahram Qasemi, rzecznik irańskiego ministerstwa spraw zagranicznych, zaznaczył, że jednocześnie władze irańskie sądzą, że używanie tego jako pretekstu do ataku jest niebezpiecznym i groźnym złamaniem prawa międzynarodowego.
Władze irańskie potępiły atak argumentując, że takie działania mogą umocnić terrorystów w Syrii i skomplikować sytuację w regionie.
Atak USA na bazę Asada
Armia amerykańska przeprowadziła ostrzał powietrzny w okolicach syryjskiego miasta Homs. Celem była baza sił powietrznych prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Prezydent Donald Trump podkreślił, że "nie ma wątpliwości, iż Syria użyła zakazanej broni chemicznej". Syryjska telewizja państwowa nazwała ostrzał bazy "amerykańską agresją".
Decyzja o przeprowadzeniu ostrzału powietrznego na syryjskie cele przy użyciu pocisków Tomahawk, to odpowiedź administracji prezydenta Donalda Trumpa na atak z użyciem broni chemicznej na miasto Chan Szajchun, w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib na północnym zachodzie Syrii, w którym zginęło 86 osób, w tym 30 dzieci. Państwa zachodnie oskarżają o atak wojska prezydenta Syrii Baszara el-Asada. W rozmowie z dziennikarzami na Florydzie Trump - już po ostrzale bazy - po raz kolejny oświadczył, że "nie ma wątpliwości, iż Syria użyła zakazanej broni chemicznej".
Rząd Syrii odrzuca oskarżenia.
Agencja Reutera, powołując się na oficjalne komunikaty, podaje, że 59 pocisków Tomahawk wystrzelono z dwóch amerykańskich okrętów, znajdujących się na wschodniej części Morza Śródziemnego.
Autor: mart, tas//rzw / Źródło: reuters, pap
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru