Sprawa amerykańskiej dziennikarki Roxany Saberi - którą irański sąd najpierw skazał za szpiegostwo, a później pod międzynarodową presją zwolnił - okazuje się niejednoznaczna. Na czarno-białym obrazie sprawy Saberi pojawiła się wielka szara plama.
Jej sprawcą jest adwokat Saberi Saleh Nikbakht, który ujawnił, że dziennikarka miała jednak w swoich rękach tajny rządowy raport.
Zdaniem adwokata, Saberi dotarła do raportu na temat amerykańskich operacji wojskowych w Iraku, przygotowanego przez centrum badań strategicznych przy biurze prezydenta Iranu. Dziennikarka jednak nie wykorzystała tego dokumentu.
Dokumenty miała, ale nikomu nie przekazywała
W toku pierwszego procesu - 13 kwietnia - Saberi oskarżono o "bezprawne posiadanie tajnych dokumentów", za co w Iranie grozi kara dziesięciu lat więzienia. Sąd skazał ją jednak na osiem lat.
Od tego wyroku obrona się odwołała i jak zapewnia adwokat Saberi, dziennikarka przyznała się w sądzie apelacyjnym, że "zrobiła błąd i miała dostęp do dokumentów, do których nie powinna mieć".
Obrońca podkreślił jednak stanowczo, że nie było "żadnego przekazywania jakichkolwiek tajnych informacji".
Wyjedzie z Iranu?
32-letnia dziennikarka mieszkała w Iranie przez ostatnie sześć lat. Pracowała m.in. dla BBC i amerykańskiego radia publicznego NPR. Została aresztowana pod koniec stycznia za to, że po wygaśnięciu akredytacji prasowej nadal prowadziła działalność zawodową.
Później oskarżono ją zbieranie pod pretekstem dziennikarstwa informacji dla wywiadu USA. Ostatecznie sąd apelacyjny zmienił wyrok na dwa lata w zawieszeniu. Saberi wyszła na wolność i, jak zapewnia jej rodzina, ma zamiar wyjechać z kraju.
Źródło: PAP