Rosjanie po raz pierwszy oficjalnie przyznali się do przerzutu taktycznych rakiet balistycznych tuż pod granicę z Polską. Pociski Iskander miały trafić do obwodu kaliningradzkiego w czasie ostatnich ćwiczeń między 5 a 10 grudnia. Polska na razie reaguje spokojnie, mimo że pociski z Kaliningradu bez trudu mogłyby dosięgnąć Warszawy. Materiał "Polski i Świata".
Rosjanie nie poinformowali Polski o swoich manewrach w obwodzie kalliningradzkim. - Wszelkie ćwiczenia powinny być notyfikowane, powinny być wysłane zaproszenia do międzynarodowych obserwatorów. Ale Putin wyspecjalizował się w łamaniu prawa międzynarodowego zajmując Krym - komentuje Bogdan Klich, były minister obrony narodowej.
9 tys. żołnierzy, 250 czołgów
Rosjanie są dumni i twierdzą, że Polskę zaskoczyli, bo dopiero po ich zakończeniu manewry stały się główną wiadomością rosyjskiej telewizji.
Padały liczby: 9 tysięcy żołnierzy, 600 sztuk sprzętu, w tym 250 czołgów, ponad 50 okrętów oraz pociski Iskander.
"To taki straszak"
Iskandery zostały ekspresowo ściągnięte do Kaliningradu z centralnej Rosji. Zdolne są do przenoszenia głowic jądrowych. - Iskander to jest taki straszak, który zawsze się pojawia w narracji. Nie zawsze w rzeczywistości, ale zawsze kiedy ma być zamieszanie - komentuje Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa narodowego.
Autor: nsz\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru