"Mąż chciał po prostu przejść na drugą stronę, zatrzymali go i pobili". Brutalna akcja policji

Aktualizacja:

Rosyjska opozycja zorganizowała w sobotę kolejną manifestację w centrum Moskwy. Podobnie jak przed tygodniem władze nie wydały zgody na demonstrację. Zatrzymano setki osób, w tym znaną działaczkę opozycji Lubow Sobol. Kobieta została wyciągnięta z taksówki przez funkcjonariuszy tak zwanych czarnych beretów. Jak relacjonują media, rosyjscy funkcjonariusze byli brutalni wobec protestujących.

W sobotę w Moskwie opozycja zorganizowała kolejny protest, domagajac się zarejestrowania niezależnych kandydatów we wrześniowych wyborach lokalnych.

Akcja rozpoczęła się po godz. 14 czasu moskiewskiego (godz. 13 w Polsce), w wielu przypadkach uczestnicy od razu byli zatrzymywani. Struktury siłowe stosowały znaną już sprzed tygodnia taktykę "czyszczenia" terenu, czyli wypierania zgromadzonych z placów w wąskie uliczki, gdzie następnie ich otaczano i wyłapywano.

Brutalna akcja policji

Jak podała w sobotę późnym wieczorem niezależna organizacja monitorująca zatrzymania w Rosji, OWD-Info, zatrzymanych zostało co najmniej 828 ludzi. Według mediów niezależnych wiele z nich to przypadkowe osoby – np. zagraniczny turysta, który wraz z żoną i dzieckiem w wózku spacerował po mieście.

Na nagraniach i zdjęciach z demonstracji widać, że policjanci, zwłaszcza funkcjonariusze OMON w zasłaniających twarz kaskach, byli bardzo brutalni wobec zatrzymanych. Ludzi bili policyjnymi pałkami i kopali.

Wśród zatrzymanych znaleźli się dziennikarze, zarówno rosyjskich mediów niezależnych, jak i zagranicznych. Do policyjnego auta miał trafić m.in. holenderski dziennikarz Joost Bosman. Opozycjonistka Lubow Sobol została zatrzymana jeszcze przed rozpoczęciem protestu, gdy wsiadła do taksówki, którą miała się udać na demonstrację.

Do zatrzymań dochodziło w różnych miejscach na okalającym centrum miasta pasie bulwarów, m.in. na Placu Puszkińskim i Placu Trubnym, Czystych Prudach, ale także na jednej z najważniejszych ulic Moskwy – Starym Arbacie.

Na nagraniu telewizji Nastojaszcze Wriemia (Current Time) widać, jak policja nie chce przepuścić kobiety przedstawiającej się jako członek partii rządzącej Jedna Rosja i wymachującej legitymacją partyjną. - Mój mąż chciał po prostu przejść na drugą stronę ulicy, zatrzymali go i pobili. Chcieliśmy tylko pójść do domu – mówiła kobieta dziennikarzowi.

Bez zgody władz

Sobotnia akcja to kolejny protest, którego uczestnicy żądają dopuszczenia do startu w moskiewskich wyborach lokalnych kandydatów opozycji. Pod różnymi pretekstami wszystkim opozycjonistom i kandydatom niezależnym odmówiono rejestracji w zaplanowanych na wrzesień wyborach do Mosgordumy - moskiewskiej rady miejskiej. Władze nie wydały zgody na przeprowadzenie sobotniej akcji, a policja przed rozpoczęciem protestu policja zapowiedziała, że akcję uważa za nielegalną i będzie "odpowiednio reagować". Wcześniej władze miejskie odmówiły organizatorom zgody na przeprowadzenie manifestacji. W związku z tym opozycyjni kandydaci, którzy domagają się zarejestrowania w wyborach, wezwali swoich zwolenników do udziału w - jak to określili - "spacerze po bulwarach Moskwy".

Od rana media informowały o gromadzących się w centrum Moskwy siłach policji i Gwardii Narodowej. Według Echa Moskwy władze dzielnic w centrum rosyjskiej stolicy rekomendowały, by właściciele sklepów i restauracji nie otwierali ich w sobotę w czasie trwania protestu.

"Masowe zamieszki" w Moskwie

Demonstracja opozycji z 27 lipca była rekordowa pod względem liczby zatrzymanych osób. Policja, Gwardia Narodowa i OMON nie dopuściły do zgromadzenia się uczestników akcji przed budynkiem merostwa i brutalnie rozpędzały zgromadzonych, używając siły. Zatrzymano blisko 1400 osób, kilkadziesiąt odniosło obrażenia. Według władz w minioną sobotę doszło do "masowych zamieszek". Wszczęto sprawę karną, aresztowano sześć osób. Kilkadziesiąt osób ukarano karą aresztu, ponad 300 ma zapłacić grzywny w wysokości do 150 tys. rubli (ok. 9 tys. zł.).

Autor: momo//rzw / Źródło: PAP