We wtorek Rosjanie zadeklarowali, że w "sposób pełny" wycofują się z Traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE). Można powiedzieć, że w zasadzie zrobili to już po raz drugi, bowiem faktycznie traktat w pierwotnej swojej wersji nie funkcjonował już od 2007 roku, a swoje zadanie wypełnił na początku lat 90. XX wieku. Nie przeszkadza to Kremlowi wykorzystywać go do straszenia Zachodu i budowania nieprzejednanego wizerunku na potrzeby wewnętrzne.
Traktat CFE był wielkim osiągnięciem dyplomacji z okresu końca zimnej wojny. Jako jedno z nielicznych porozumień rozbrojeniowych faktycznie przyniosło efekt w postaci zmniejszenia zapasów uzbrojenia i stworzenia funkcjonującego systemu kontroli zbrojeń. Powstał jednak w specyficznych warunkach przełomu lat 80. i 90. XX wieku, kiedy wszystkim tworzącym go państwom ograniczenie zbrojeń było na rękę.
Wraz z upływem czasu stawał się jednak coraz bardziej "niewygodny" dla Rosji i Kreml skorzystał z pierwszej nadarzającej okazji do jego wypowiedzenia. W 2007 roku za pretekst wybrano spór z USA o umiejscowienie w Europie Wschodniej elementów tarczy antyrakietowej. Już wówczas Rosja wykorzystała ten fakt propagandowo. Teraz, przy okazji kolejnych napięć, "dobito" faktycznie martwy traktat w celu uzyskania odpowiedniego przesłania.
Wspólnota interesów
Traktat CFE zaczęto formułować jeszcze pod koniec lat 80. Wówczas w Europie Centralnej stały naprzeciw siebie liczące kilka milionów ludzi armie NATO i Układu Warszawskiego uzbrojone w setki tysięcy czołgów, śmigłowców, samolotów i inne ciężkie uzbrojenie. Pod koniec lat 80. stawało się jednak jasne, że zimnowojenna rywalizacja wygasa. Blok wschodni chwiał się i pogrążał w zapaści gospodarczej, a ryzyko III wojny światowej oddalało się. Wobec tego pojawił się odpowiedni klimat do prowadzenia rozmów rozbrojeniowych. Utrzymywanie w Europie Centralnej olbrzymich mas żołnierzy i sprzętu było dla obu stron bardzo kosztowne, więc zarówno NATO jak i Układ Warszawski były zainteresowane cięciami. Rzadko zdarzająca się zbieżność interesów Wschodu i Zachodu pozwoliła wyjątkowo szybko oraz skutecznie przeprowadzić negocjacje nad porozumieniem rozbrojeniowym. Formalne rozmowy trwały nieco ponad rok i 19 października 1990 roku w Paryżu podpisano Traktat o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie” (CFE).
Jago najważniejsze zapisy ustanawiały maksymalne pułapy uzbrojenia, które mogły posiadać NATO i Układ Warszawski na obszarze Europy od Atlantyku do Uralu. Ustanowiono też, ile sprzętu może mieć maksymalnie jedno państwo i ile może być go w jednostkach liniowych (nieskładowane w arsenałach). Stworzono też system weryfikacji polegający na inspekcjach i raportowaniu każdych zmian w stanie posiadania. Każdy blok rozdzielił swój ogólny limit na poszczególne państwa.
Wielkie złomowanie
Początkowo traktat był przestrzegany i doprowadził do bezprecedensowego rozbrojenia. W kilka lat zniszczono ponad 50 tys. sztuk ciężkiego uzbrojenia. Często też odbywały się wzajemne inspekcje. Wobec rozpadu ZSRR i faktycznego zakończenia zimnej wojny większość państw dobrowolnie zniszczyła nawet więcej sprzętu niż wymagano. Traktat z 1990 roku szybko stał się jednak przestarzały, ponieważ już kilkadziesiąt miesięcy po jego podpisaniu nie było Układu Warszawskiego, a NATO rozpoczęło dyskusję o rozszerzeniu się między innymi o Polskę. Rozpoczęto zatem prace nad przystosowaniem traktatu do nowych realiów, jednak w połowie lat 90. nie było już tej wspólnoty interesów, która umożliwiła stworzenie oryginalnego porozumienia pod koniec lat 80. Uzgodnione w 1999 roku zaktualizowanie traktatu CFE nie zostało ratyfikowane przez państwa NATO. Sojusz zarzucał Rosji, że łamie oryginalne porozumienie, utrzymując większe niż powinna siły w Naddniestrzu, Gruzji (dokładniej w Abchazji i Osetii Południowej) i na Kaukazie. Moskwa naruszała tym samym zapisy o tak zwanych "flankach". W tym momencie zaczął się upadek traktatu CFE, który Rosja właśnie po raz drugi dobiła.
Niewygodny przeżytek
Do 2007 roku sprawa porozumienia była w znacznej mierze zawieszona. Kreml ciągle nie chciał ustąpić przed NATO i ograniczyć swoich sił na południowej "flance". Rosja nie mogła tego zrobić, bowiem musiałaby wycofać większość ciężkiego sprzętu służącego do pacyfikacji Czeczenii i odstraszania Gruzji oraz Mołdawii od zajęcia prorosyjskich separatystycznych republik. Traktat CFE zrobił się niewygodny dla Rosjan i Kreml szukał sposobu, aby z niego wyjść bez wywoływania nadmiernych krytycznych reakcji Zachodu. Okazją stał się spór o rozmieszczenie elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Ponieważ administracja George'a W. Busha nie ugięła się pod żądaniami Kremla, 14 lipca 2007 roku Władimir Putin zawiesił uczestnictwo swojego kraju w CFE. Motywowano to "wyjątkowymi okolicznościami zagrażającymi bezpieczeństwu Federacji Rosyjskiej". To wtedy Rosja faktycznie zakończyła funkcjonowanie traktatu, bowiem przestano przestrzegać limitów. Jednak co najważniejsze w 2007 roku zawieszono raportowanie o zmianach stanu posiadania oraz przestano wpuszczać inspektorów. Do tamtego momentu wszystkie strony traktatu CFE na bieżąco, za pośrednictwem specjalnej sieci komputerowej, przesyłały sobie dzień w dzień dziesiątki raportów i komunikatów. Donoszono o takich drobiazgach, jak wyciągnięcie 10 czołgów z magazynu X i wysłanie ich do remontu w fabryce Y. W razie wątpliwości zawsze można było wysłać inspektorów, albo samolot w ramach traktatu Open Skies, który uzupełniał CFE.
Kopanie leżącego
Do wczoraj Rosjanie byli stroną CFE jedynie czysto teoretycznie. Uczestniczyli w pracach specjalnego komitetu, który miał dążyć do stworzenia nowego wcielenia traktatu z 1990 roku. Jego działania były jednak iluzoryczne, bowiem obie strony nie mają już wspólnego interesu w ograniczaniu zbrojeń. Państwa NATO z powodów ekonomicznych i tak obcięły swoje siły do stanu uznawanego za absolutne minimum, a na dodatek chcą mieć możliwość umieszczania baz i wojska na tak zwanych "flankach", czyli w państwach bałtyckich, Rumunii oraz Bułgarii. Rozmiar rosyjskiego wojska też jest obecnie dyktowany możliwościami finansowymi i raczej trwają prace nad jego modernizacją, a nie rozbudową liczebną. Co najważniejsze Kreml chce mieć jednak całkowicie wolną rękę w kwestii zbrojeń. Traktat CFE wypełnił swoje zadanie na początku lat 90., doprowadzając do szybkiego i kontrolowanego rozbrojenia. Już w połowie tamtej dekady odstawał od rzeczywistości i stał się martwy faktycznie w 2007 roku. Wtorkowe oświadczenie Moskwy jest obliczone jedynie na przesłanie propagandowe i nie niesie z sobą żadnej treści. Nie jest to także powodem do szczególnego niepokoju, bowiem w Europie i tak jest zdecydowanie mniej uzbrojenia, niż zakładał traktat CFE. Zarówno NATO jak i Rosja nie mają też zamiaru, ani możliwości, rozpocząć gwałtownych zbrojeń. Współcześnie znacznie większy nacisk stawia się na jakość a nie ilość.
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru