Władze Rosji nie opublikują listy zmobilizowanych rekrutów, którzy zginęli w ataku ukraińskich sił zbrojnych w okupowanej Makiejewce w obwodzie donieckim. Powodem są obawy przed "prowokacją obcego wywiadu" - podały rosyjskie niezależne media. Petycję z żądaniem opublikowania listy podpisało, jak dotąd, blisko 50 tysięcy osób.
O tym, że lista rezerwistów, którzy zginęli w Makiejewce, nie zostanie opublikowana, powiedział dziennikarzom komisarz wojskowy obwodu samarskiego Aleksiej Wdowin. Jak stwierdził, "mogłaby ona zostać wykorzystana przez obcy wywiad". Nagranie z Wdowinem publikują kanały w serwisie Telegram.
- Wszystkie dostępne informacje w komisariatach wojskowych są przekazywane osobiście członkom rodzin żołnierzy - dowodził Wdowin. - Listy z nazwiskami nie mogą być publikowane. Po pierwsze, są to dane osobowe, a po drugie, byłaby to praca na rzecz obcych służb wywiadowczych w celu identyfikacji i przeprowadzenia prowokacyjnych działań - dodał.
Niezależny rosyjski portal The Insider przypomniał, że po ataku w Makiejewce została złożona petycja z żądaniem opublikowania listy z nazwiskami zabitych rezerwistów. Podpisało ją, jak dotąd, blisko 50 tysięcy osób. "Należy pamiętać, że w wyniku ataku na szkołę zawodową w Makiejewce zginęli zmobilizowani żołnierze, a nie żołnierze zawodowi. Ich bliscy nie są przyzwyczajeni do życia w stanie wojny. Nie wiedzą, gdzie się zwrócić i do kogo napisać" - uzasadniali autorzy dokumentu. Podali, że większość ofiar pochodziła z obwodu samarskiego.
"Biorąc pod uwagę naruszenia w czasie ogłoszonej mobilizacji, nie możemy ufać władzom. Gubernator obwodu samarskiego Dmitrij Azarow mówił, że z rodziną każdego zmarłego (urzędnicy - przyp. red.) skontaktują się osobiście. Jednocześnie Azarow zaznaczył, że priorytetem prac będą ranni, a nie martwi" - podkreślono w petycji.
Autorzy dokumentu zaapelowali także do komisarza wojskowego Aleksieja Wdowina o przekazanie danych rezerwistów prasie, ponieważ - jak stwierdzili - ma to znaczenie publiczne.
W czasie wystąpienia Putina
Ukraińcy zaatakowali rosyjskie koszary w okupowanej Makiejewce w obwodzie donieckim w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Centrum Komunikacji Strategicznej Sił Zbrojnych Ukrainy poinformowało wówczas, że w ataku zginęło co najmniej 400 rezerwistów, rozlokowanych w dwóch budynkach szkół zawodowych. Rosyjska sekcja BBC odnotowała, że do ataku doszło prawdopodobnie w chwili, gdy rosyjska telewizja nadawała noworoczne życzenia prezydenta Władimira Putina, które wygłosił w otoczeniu wojskowych.
Resort obrony w Moskwie podał po ataku, że siły ukraińskie "zaatakowały miejsce tymczasowego rozmieszczenia wojsk, zabijając 63 żołnierzy". Poinformował również, że "Ukraińcy wystrzelili sześć pocisków HIMARS, dwa z nich zostały zestrzelone". Później ministerstwo Siergieja Szojgu sprecyzowało, że zginęło 89 żołnierzy.
Krewni ofiar - jak napisał The Insider - są przekonani, że dane te są zaniżone. Coraz częściej krytykują ministerstwo obrony za podawanie nieprawdziwych informacji także prorządowi rosyjscy dziennikarze i blogerzy.
Źródło: The Insider, tvn24.pl