69-letni Jewgenij Łukjanow, były pracownik Rady Bezpieczeństwa i człowiek, który "umie liczyć pieniądze", zostanie nowym ambasadorem Rosji na Białorusi - napisał dziennik "Kommiersant". Informacja pojawiła się po wizycie w Moskwie Alaksandra Łukaszenki, który liczy na wsparcie Moskwy, także finansowe.
Jewgienij Łukjanow, którego "Kommiersant" nazywa "ambasadorem do zadań specjalnych", to też zwolennik teorii o zachodnim spisku – publicznie oskarżał Zachód o finansowanie "Majdanu" na Ukrainie, a Polskę – o prowadzenie "obozów dla bojowników".
Doświadczenie w sferze bankowości i pracy w Radzie Bezpieczeństwa "przyda mu się na niełatwym i kosztownym dla Moskwy kierunku białoruskim" - podkreśla w środowej publikacji dziennik "Kommiersant", według którego decyzja o nominacji już zapadła i czeka jedynie na podpis prezydenta Rosji.
Jeśli ta informacja się potwierdzi, będzie to trzecia zmiana ambasadora na Białorusi w ciągu ostatnich trzech lat.
Sojusznicy Rosji, "armia i flota"
69-letni Jewgienij Łukjanow ukończył filologię angielską w Leningradzie (Petersburgu), pracował m.in. w MSZ i przez wiele lat w bankowości.
Na późniejszym etapie kariery Łukjanow pracował w aparacie pełnomocnika prezydenta w federalnym okręgu północno-zachodnim, a następnie w Radzie Bezpieczeństwa. Od 2016 roku jest ambasadorem Rosji na Łotwie.
Za najważniejszych sojuszników Rosji dyplomata uważa "armię i flotę" (cytat z cara Aleksandra III), a Zachód wielokrotnie krytykował. Twierdził m.in., że USA wydały 5 mld dolarów na finansowanie Majdanu na Ukrainie, gdzie wybuchały masowe antyrządowe protesty. - Na terytorium Polski przez wiele lat funkcjonowały obozy szkoleniowe dla bojowników – mówił w 2014 roku Łukjanow. Krytykował antyrosyjskie sankcje i "dość swobodnie komentował rosyjską politykę zagraniczną i wewnętrzną".
"Białoruskie władze mają teraz podobny stosunek do Zachodu" – podkreśla "Kommiersant", przypominając, że "na tle masowych protestów w ubiegłym roku Alaksandr Łukaszenka niejednokrotnie oskarżał Polskę, państwa bałtyckie i Zachód o wspieranie swoich oponentów i dążenie do zmiany władzy na Białorusi".
"Podobnie jak jego dwaj poprzednicy, Michaił Mieziencew i Michaił Babicz, Jewgienij Łukjanow nie jest zawodowym dyplomatą, a raczej kandydatem politycznym" – ocenił "Kommiersant".
"Prośba o pieniądze"
Publikacja pojawiła tuż po wizycie w Rosji Alaksandra Łukaszenki, który spotkał się z Władimirem Putinem w Soczi. Szczegółów rozmów nie ujawniono. "Kommiersant" pisał wcześniej, że białoruski przywódca zamierza prosić Moskwę o pieniądze.
Rozmówcy dziennika utrzymywali, że władze w Mińsku chciałyby uzyskać dostęp do pozostałej części pieniędzy przeznaczonych przez Moskwę na budowę białoruskiej elektrowni atomowej. Chodzi o trzy miliardy dolarów (ponad 11 mld zł).
Źródło: PAP, Kommiersant