Władze Biełgorodu odwołały w niedzielę stan wyjątkowy, wprowadzony po zdarzeniu z udziałem myśliwca Su-34, który "zgubił" nad miastem dwie bomby. Zdaniem byłych rosyjskich pilotów wojskowych wypowiadających się dla niezależnych dziennikarzy, jedynie "szczęśliwy zbieg okoliczności" sprawił, że jedna z nich nie wybuchła.
Biełgorodzkie lokalne media podały, że stan wyjątkowy w mieście obowiązywał od soboty, kiedy znaleziono drugą bombę, którą "zgubił" rosyjski myśliwiec Su-34, przelatujący w czwartek późnym wieczorem nad miastem. Bomba utkwiła w ziemi na głębokości siedmiu metrów, około 200 metrów od miejsca, gdzie doszło do wybuchu ładunku zrzuconego (według oficjalnych komunikatów – przypadkowo) przez ten sam samolot.
ZOBACZ TEŻ: Atak na Ukrainę. Relacja na żywo w tvn24.pl
Portale w Biełgorodzie opublikowały zdjęcia długiej kolumny autobusów, które wywoziły ludzi mieszkających w pobliżu miejsca, gdzie znaleziono ładunek. Bomba nie wybuchła. Zdaniem byłych rosyjskich lotników wojskowych, wypowiadających się dla niezależnego portalu Sota, zdecydował o tym "szczęśliwy zbieg okoliczności".
Rozmówcy Soty powiedzieli, że bomba, wywieziona w sobotę przez saperów na poligon, nie miała zapalnika uderzeniowego. Prawdopodobnie była ona ustawiona na spowodowanie wybuchu przed uderzeniem w ziemię, co jednak nie nastąpiło, ponieważ bomba mogła być stara i niektóre jej elementy mogły być zardzewiałe - tłumaczyli byli lotnicy.
Żarty o "bombardowaniu Woroneża"
- Tragedii, która mogła pochłonąć wiele ofiar, udało się uniknąć jedynie cudem - powiedział rosyjskiej sekcji rozgłośni Głos Ameryki redaktor naczelny zakazanego w Rosji niezależnego pisma "Jeżedniewnyj Żurnał" Aleksandr Ryklin, odnosząc się do zdarzenia w Biegłorodzie. - W ten koszmarny sposób spełniają się powszechne żarty o "bombardowaniu Woroneża" (znajdującego się obok Biełgorodu, władze tego miasta oskarżały o rzekome ataki ukraińskie siły zbrojne - red.). Rosjanie muszą przyzwyczaić się do myśli, że im dłużej trwa ta wojna, tym więcej będzie takich przypadków. Życie w miastach położonych w pobliżu frontu staje się po prostu niebezpieczne - dodał Ryklin.
Zdaniem opozycjonisty Leonida Gozmana, "Moskwa tak bardzo nie chce uznać technicznych możliwości Ukrainy bombardowania rosyjskich miast, że przyznała się do tego co Su-34 zgubił nad Biełgorodem". - Jest to nieco nieoczekiwane. Wszystko inne jest całkowicie logiczne. Uzbrojenie armii Putina nie tylko nie jest doskonałe, ale staje się zabójcze dla własnych obywateli - dodał polityk.
Nie pierwszy przypadek
Niezależna rosyjska internetowa telewizja Nastojaszczieje Wriemia przypomniała, że eksplozja bomby w Biełgorodzie nie jest pierwszym tego typu zdarzeniem w Rosji w ostatnim czasie.
"17 października 2022 roku w mieście Jejsk bombowiec Su-34 spadł na wieżowiec mieszkalny. Zginęło wtedy ponad dziesięć osób. 23 października zeszłego roku Su-30 runął na jednopiętrowy dom w Irkucku. Zginęło dwóch pilotów" - przypomniała stacja. Jej rozmówcy twierdzili, że załoga Su-34, który "zgubił" dwie bomby w Biełgorodzie, prawdopodobnie miała za zadanie zbombardowanie ukraińskiego Charkowa z dużej odległości.
W miejscu, gdzie wybuchła pierwsza bomba, zrzucona "przypadkowo" przez załogę samolotu, powstał krater o średnicy 20 metrów. Co najmniej trzy osoby zostały ranne. Zostało uszkodzonych kilka budynków i samochodów.
Źródło: sotaproject.com, Current Time, golosameriki.com