Alaksandr Łukaszenka, prezydent Białorusi, zapowiedział rozwinięcie "regionalnego zgrupowania wojsk Rosji i Białorusi" na terenie swojego kraju. - Rosjanie chcą podnieść napięcie na granicy z NATO - komentował ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Piotr Żochowski.
Jak poinformował Łukaszenka, cytowany w poniedziałek przez Agencję Reutera, wzmacnianie zgrupowania wojsk Rosji i Białorusi trwa już od kilku dni i jest to realizacja uzgodnień między Mińskiem a Kremlem.
Analityk OSW Piotr Żochowski w rozmowie z PAP zwrócił uwagę na bezpośredni skutek takiego posunięcia w wojnie na Ukrainie.
- Sytuacja rosyjskich oddziałów na Ukrainie jest zła. Moskwa próbuje ją poprawić, rozwijając regionalne zgrupowanie z Białorusinami. Wiąże ono bowiem siły ukraińskie. Ukraina musi w takiej sytuacji trzymać dużo wojska przy granicy z Białorusią, zamiast użyć go na wschodzie i na południu swojego kraju - podkreślił ekspert.
Żochowski: nie chodzi tylko o Ukrainę
Zastrzegł, że "nie chodzi jednak tylko o Ukrainę".
- Moskwa chce pokazać, że reaguje w ten sposób na wypowiedzi Łukaszenki, jakoby NATO chciało zaatakować Białoruś. Jest to pewna modyfikacja rozgrywki, jaką była słynna depesza emska - wykreowanie pretekstu do podjęcia określonych działań. Chodzi w tym o podniesienie napięcia na granicy z NATO. Kreml liczy, że przestraszy w ten sposób któregoś z ważnych członków Sojuszu i doprowadzi do podjęcia przez Zachód prób deeskalacji i wstrzymania pomocy dla Ukrainy - wyjaśnił Żochowski.
Rosja i Białoruś tworzą państwo związkowe i posiadają wspólne regionalne zgrupowanie wojsk, które jest formowane w przypadku "zwiększenia poziomu zagrożenia".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Facebook/Ministerstwo Obrony Białorusi