Mija rok od katastrofy w Zatoce Meksykańskiej. Do eksplozji platformy wiertniczej w Deepwater Horizon doszło 20 kwietnia 2010 roku. Wybuch zabił 11 pracujących na platformie osób, a ropa z uszkodzonego zbiornika wyciekała przez trzy miesiące. Wyciek udało się zatamować dopiero w lipcu.
Katastrofa została okrzyknięta przez specjalistów "największą katastrofą ekologiczną w historii".
"Jest nam bardzo trudno"
12 miesięcy po eksplozji mieszkańcy obszarów dotkniętych katastrofą starają się wrócić do normalnego życia i przywrócić turystycznym obszarom popularność wśród turystów. - Chciałbym móc znów łowić ryby, odzyskać zaufanie turystów i organizować wyprawy po Zatoce - mówi James Guerineau, kapitan statku. Curtis Dantone, pracownik platformy wiertniczej, mówi natomiast, że rok po katastrofie wciąż bardzo trudno uzyskać jakiekolwiek pozwolenie na prace na tych terenach. - To była pomyłka BP, a nam teraz jest naprawdę bardzo trudno - twierdzi.
"Większość ropy jest wciąż w zatoce"
Przedstawiciele Greenpeace mówią natomiast, że zatoka wciąż jest mocno zanieczyszczona. - BP wydało 41 milionów dolarów na oczyszczanie i odszkodowania. Ale trudno jest zrekompensować stary jakie poniosło środowisko - John Hocevar, biolog Greenpeace. I dodaje, że "większość ropy jest wciąż w zatoce. Dalej jest w wodzie. Zwierzęta wciąż ją spożywają".
Zaniedbania
W czasie wycieku do wody przedostało się 4,9 mln baryłek ropy. Przyczyną największej w historii USA katastrofy ekologicznej były głównie zaniedbania BP, który dzierżawił platformę i prowadził na niej prace wiertnicze. Obwinia się też rząd USA, który nie dopilnował, by koncern wprowadził odpowiednie zabezpieczenia.
Źródło: Reuters