Przebywający na uchodźstwie w Bangladeszu członkowie mniejszości Rohindżów odmówili powrotu do Birmy, jeśli tamtejsze władze nie uznają ich za grupę etniczną i nie będą przestrzegać ich podstawowych praw. Poinformowali o tym w niedzielę przywódcy uchodźców po dwudniowych rozmowach z birmańską delegacją rządową, która przybyła do przygranicznego regionu Cox's Bazar.
Przywódcy Rohindżów zażądali, by władze przed ich powrotem do kraju oficjalnie uznały ich za grupę etniczną z prawem do birmańskiego obywatelstwa. Jako warunek postawili też spełnienie ich postulatów dotyczących między innymi zapewnienia im międzynarodowej ochrony oraz umożliwienia im powrotu do miejsc, z których musieli uciekać.
"Nie chcemy wiecznie mieszkać w obozach"
- Chcemy obywatelstwa, chcemy wszystkich przysługujących nam praw. Nie ufamy im [władzom - przyp. red.]. Powrócimy tylko pod warunkiem, że zostanie nam zapewniona międzynarodowa ochrona - powiedział Reuterowi Dil Mohammed, jeden z przywódców uczestniczących w rozmowach.
- Wrócimy na naszą własną ziemię, (...) nie chcemy wiecznie mieszkać w obozach - dodał.
Stojący na czele rządowej delegacji szef MSZ U Myint Thu powiedział, że uchodźcy wyrazili zgodę na kontynuowanie rozmów, a władze birmańskie pozostają w kontakcie z rządem Bangladeszu. On sam w poniedziałek ma się spotkać z szefem banglijskiej dyplomacji.
Birmańska delegacja rządowa już po raz drugi udała się do Cox's Bazar, by skłonić uchodźców Rohingja do powrotu. Pierwsza wizyta miała miejsce w październiku ubiegłego roku i Rohindżowie również wtedy odrzucili ofertę władz.
Proces repatriacji Rohindżów formalnie został rozpoczęty w listopadzie zeszłego roku, jednak praktycznie nigdy nie ruszył z miejsca, ponieważ z obawy o swoje bezpieczeństwo do programu nie zgłosił się żaden Rohindża.
Zastrzeżenia co do planu forsowanego w tej sprawie przez Rangun zgłosiło Biuro Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców (UNHCR) oraz grupy pomocowe.
"Minimalne" przygotowania
Władze Bangladeszu deklarują gotowość rozpoczęcia repatriacji Rohindżów. - To do Birmy należy stworzenie sprzyjających warunków, które skłonią Rohindżów do powrotu do ich ojczyzny - powiedział przedstawiciel banglijskich władz Abul Kalam.
Zważywszy na to, że przynajmniej na razie nie widać szans na rozpoczęcie repatriacji, władze Bangladeszu rozważały przeniesienie Rohindżów na jedną z wysp w Zatoce Bengalskiej. Krytycy takiego rozwiązania wskazują jednak, że z uwagi na występujące tam cyklony taka decyzja mogłaby stworzyć nowy kryzys.
Cytowany przez Reutersa jeden z think tanków w Australii ocenił, że władze Birmy dotąd podjęły "minimalne" przygotowania na powrót Rohindżów.
Buddyjska większość w Birmie uznaje Rohindżów za nielegalnych imigrantów z Bangladeszu, mimo że rodziny członków tej muzułmańskiej mniejszości mieszkają w Birmie od pokoleń. W większości są bezpaństwowcami, ponieważ władze birmańskie odmawiają przyznania im obywatelstwa. Ponadto nie mają swobody poruszania się i nie przysługuje im wiele innych podstawowych praw.
Operacja "z zamiarem ludobójczym"
Trwający od dawna kryzys wokół Rohindżów wybuchł z pełną mocą w sierpniu 2017 roku, gdy birmańska armia, w odpowiedzi na ataki partyzantki Rohindżów, rozpoczęła akcję w zamieszkanym przez tę mniejszość stanie Rakhine. Ponad 700 tysięcy Rohindżów uciekło wówczas przez granicę do Bangladeszu.
Podjęta operacja wojskowa zdaniem ONZ objęła masowe zabójstwa, zbiorowe gwałty i podpalenia oraz została przeprowadzona "z zamiarem ludobójczym". Rząd w Rangunie odpiera te oskarżenia.
Autor: kz//now / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock