"To druga rumuńska rewolucja", ogłasza prasa w Bukareszcie, a mołdawskie władze oskarżają Rumunię o zaangażowanie w antyrządowe protesty w Kiszyniowie. - To prowokacja - odpowiada rumuński MSZ.
W ślad za oskarżeniami Bukaresztu, prezydent Władimir Woronin oświadczył, że rumuński ambasador w Kiszyniowie został uznany za persona non grata i musi jak najszybciej opuścić Mołdawię.
Jeszcze we wtorek z rumuńskiej stolicy wyjechał mołdawski ambasador, oficjalnie wezwany na konsultacje. Woronin zapowiedział również, że Mołdawia zaostrzy kontrole na granicy z Rumunią i wprowadzi wizy dla obywateli Rumunii.
- Rumunia jest zaangażowana we wszystko, co się u nas dzieje - oświadczył Woronin, którego pozbyć chce się opozycja.
Bukareszt: to prowokacja
Kilka godzin później w odpowiedzi MSZ oświadczył, że oskarżenia prezydenta to "prowokacja". - Nie można zaakceptować faktu, że komunistyczna władza w Kiszyniowie przenosi odpowiedzialność za wewnętrzne problemy Republiki Mołdowy na Rumunię - oświadczyli Rumuni.
Niemniej Bukareszt nie wprowadzi żadnych zaostrzeń w stosunku do obywateli mołdawskich na wspólnej granicy.
Rumuni dodali równocześnie, że dalej będą wspierać zacieśnianie stosunków Kiszyniowa z Unią Europejską.
Rosja po stronie Woronina
Także Rosja, choć nie wprost, oskarża Rumunów o zaangażowanie po stronie opozycji. Sądząc po wykrzykiwanych hasłach i ilości rumuńskich flag w rękach organizatorów protestu, ich celem jest zdyskredytowanie osiągnięć w umacnianiu suwerenności Mołdawii - brzmi oświadczenie rosyjskiego MSZ.
MSZ wyraziło nadzieję, iż w ciągu najbliższych dni porządek konstytucyjny w Mołdawii zostanie przywrócony, a odpowiedzialne siły polityczne kraju potwierdzą wybór obywateli Mołdawii. - Rosyjskie MSZ ma nadzieję, iż zwycięży zdrowy rozsądek - dodała Moskwa.
We wtorek szef dyplomacji Unii Europejskiej Javier Solana wezwał wszystkie strony w Mołdawii, by powstrzymały się od aktów przemocy.
Opozycja chce zjednoczenia?
Podczas wtorkowych protestów "rumuńskie akcenty" były istotnie bardzo widoczne - wielu demonstrantów powiewało rumuńskimi flagami i krzyczało prorumuńskie hasła. Manifestanci mieli też przyklejone do ubrań naklejki z Wielką Rumunią, czyli obecną Rumunią powiększoną o Mołdawię.
Dało to pole do domysłów, że protestująca opozycja opowiada się za tzw. wariantem rumuńskim co do przyszłości Rumunii.
W latach 90., zaraz po odzyskaniu przez Kiszyniów niepodległości, wśród miejscowych polityków silny był nurt domagający się zjednoczenia z Rumunią, z którą Mołdawia w przeszłości miała silne więzy polityczne, historyczne i kulturowe.
Rumuńska prasa podgrzewa atmosferę
Swoje trzy grosze dorzucają też rumuńskie media. Gazety "Cotidianul" i "Romania Libera" porównują antyrządowe demonstracje w Kiszyniowie z ruchem, który wywołał obalenie komunistycznego dyktatora Rumunii Nicolae Ceausescu w grudniu 1989 roku.
- Po 20 latach druga "rumuńska" rewolucja: w Kiszyniowie - czytamy na pierwszej stronie dziennika "Cotidianul", który zamieszcza również zdjęcia ze starć mołdawskiej policji z manifestantami.
Źródło: Reuters, PAP, IAR
Źródło zdjęcia głównego: Reuters