Maksymalnie trzy metry dzieliły w ubiegłym roku incydent lotniczy w San Francisco od stania się być może największą katastrofą lotniczą w historii - wynika z końcowego raportu wydanego przez amerykańskie Narodowe Biuro Bezpieczeństwa Transportu (NTSB). W lipcu 2017 roku samolot linii Air Canada niemal wylądował na pasie postojowym, na którym stały cztery inne pełne pasażerów maszyny.
Piloci kanadyjskiego airbusa A320 o numerze lotu ACA-759 podchodzili przed północą 7 lipca 2017 roku do lądowania w San Francisco. Do ostatnich sekund byli pewni, że lecą dobrze. Dopiero kiedy tuż przed sobą dostrzegli światła innych maszyn i usłyszeli ostrzeżenia ich pilotów, gwałtownie poderwali maszynę do góry.
W czwartek 11 października NTSB wydało ostateczny raport na temat tego incydentu, już wcześniej nazywanym "bardzo poważnym". "Jedynie kilka stóp (stopa - około 30 centymetrów - red.) odstępu uchroniło go od stania się być może największą katastrofą lotniczą w historii", stwierdził wiceprzewodniczący NTSB w oświadczeniu wydanym razem z raportem.
Samolot podchodzący do lądowania zniżył się na wysokość jedynie 18 metrów, a niemal tyle samo miały stojące na płycie lotniska samoloty pełne pasażerów. Tylko dzięki mocnemu poderwaniu maszyny, w ostatniej chwili, udało się ją wznieść na wysokość około 10-12 metrów nad pozostałymi - drugą, trzecią i czwartą.
Inny członek Biura, Earl Weener, podkreślił, że kilka stóp odległości dzieliło lądującą maszynę od uderzenia w jeden samolot i wpadnięcia w kilka kolejnych. "Ponad tysiąc osób było bezpośrednio zagrożonych poważnymi obrażeniami lub śmiercią", zaznaczył.
Pilot "bardzo zmęczony"
W raporcie wskazano, że piloci samolotu Air Canada niedostatecznie szybko poinformowali przełożonych o tym incydencie, przez co utracone zostały nagrania z kabiny pilotów. Kapitan, Dimitrios Kisses, miał zgłosić zdarzenie dopiero następnego dnia, ponieważ "był bardzo zmęczony" i było już późno.
Nim to się stało jego samolot zdążył jednak ruszyć w kolejny rejs. NTSB nie oskarżyło go, ani drugiego pilota Matthew Dampiera o celowe spóźnienie zgłoszenia, jednak wskazało, że gdyby zgłosili incydent od razu, śledczy mogliby lepiej zrozumieć, jak do niego doszło.
Earl Weener skrytykował jednocześnie poleganie linii lotniczych na samodzielnym zgłaszaniu incydentów dotyczących bezpieczeństwa. Jak zauważył, piloci samolotów stojących na lotnisku byli zaalarmowani na tyle, by włączyć reflektory i ostrzec lecącą na nich maszynę Air Canada, jednak po zdarzeniu także nikt z nich nie zgłosił tego odpowiednim służbom.
NTSB zasugerowało w związku z tym rozważenie, aby rejestratory z kabiny pilotów przechowywały zapis z ostatnich 25 godzin lotu, a nie jak obecnie - jedynie dwóch godzin. Ponadto w raporcie skrytykowano fakt, że na wieży kontroli lotów znajdował się w czasie incydentu jedynie jeden kontroler oraz zarekomendowano lepsze oświetlenie informujące po zmroku pilotów o zamkniętych pasach.
"Poważny incydent"
Nagranie z incydentu jeszcze w ubiegłym roku udostępniło NTSB. Widać na nim, jak maszyna Air Canada podchodziła do lądowania. Jeden z dwóch pasów startowych był w remoncie i miał wyłączone oświetlenie. W związku z tym pilot prawdopodobnie uznał drogę kołowania za pas startowy (i lądowania), jednak znajdowały się na nim cztery inne, pełne ludzi maszyny.
Dzięki gwałtownej reakcji piloci zdołali minąć czekające na start maszyny.
Na pokładzie lądującego airbusa było łącznie 180 osób. Nie podano, ile przebywało ich w maszynach stojących na ziemi. Były to jednak dwa boeing B787 dreamliner, jeden B737 i jeden airbus A340. W zależności od wersji, w tych pierwszych może usiąść nawet 250-330 osób, w drugim od 100 do niemal 200, a w A340 około 300.
Najtragiczniejsza jak dotąd katastrofa lotnicza wydarzyła się w 1977 roku na hiszpańskiej Teneryfie. Dwa Boeingi 747 Jumbo Jet zderzyły się wówczas na pasie startowym, w wyniku czego zginęły 583 osoby.
Autor: mm/adso / Źródło: USA Today, CBS News, NTSB, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: NTSB, tvn24.pl