- Rozmawialiśmy z prezydentem Donaldem Trumpem także na temat kolejnych zakupów uzbrojenia i doposażenia naszej armii. Rozmawialiśmy o rakietach, o tomahawkach - stwierdził, wracając ze szczytu NATO, prezydent Andrzej Duda. Oznaczać to może, że pomimo długiej ciszy nie zrezygnowano z pomysłu uzbrajania polskich okrętów podwodnych w rakiety dalekiego zasięgu. Nie wiadomo jednak, czy za deklaracją Dudy idą jakieś konkrety.
Prezydent Andrzej Duda stwierdził, że rozmowy, między innymi na temat tomahawków - pocisków manewrujących - przebiegły dobrze. - Tych tematów, które omawialiśmy było kilka i wydaje mi się, że tutaj spotykamy się z przychylnością ze strony nie tylko pana prezydenta, ale także jego administracji, bo byli też jego współpracownicy - zaznaczył.
Zakup wiązany okrętów z rakietami
Ministerstwo Obrony Narodowej o możliwości zakupu tomahawków mówi od 2015 roku. Mają być uzbrojeniem trzech nowych okrętów podwodnych Orka, choć początkowo tego nie zakładano. Wymóg wyposażenia ich w pociski manewrujące dalekiego zasięgu dodano właśnie w 2015 roku. Ogólne plany mówiły o 24 rakietach zdolnych trafić cele odległe o nawet tysiąc kilometrów. Ma to być element odstraszania potencjalnego wroga. Dostępne dla Polski są właściwie tylko dwa typy takich rakiet: francuskie MdCN i amerykańskie Tomahawk. Te pierwsze Francuzi chcą sprzedać tylko w pakiecie ze swoimi okrętami podwodnymi Scorpene. Amerykańskie rakiety wchodzą w grę w przypadku wybrania okrętów niemieckich lub szwedzkich.
I tu zaczynają się problemy. Niemcy i Szwedzi nie mogą zaoferować Polsce amerykańskich rakiet. Mogą jedynie oferować dostosowanie do nich swoich okrętów i pomoc w ich zintegrowaniu. Polskie MON musiałoby jednak uprzednio uzyskać stosowne zgody od USA i kupić same rakiety. Tomahawki nie są natomiast czymś, czym Amerykanie swobodnie handlują. To broń o bardzo dużych możliwościach i na dodatek podlegająca ograniczeniom w eksporcie z powodu porozumienia międzynarodowego MTCR. Do tej pory kupili je jedynie Brytyjczycy. Dodatkowo stosowne zgody mieli otrzymać Hiszpanie, ale ostatecznie ich nie wykorzystali. Można się więc domyślać, że potencjalny zakup tomahawków przez Polskę wymagałby uzgodnień na najwyższym szczeblu. Na przykład właśnie prezydentów. Tak działają, to mogą i tyle kosztują rakiety Tomahawk
Opóźnione Orki
Nie wiadomo jednak, czy za deklaracją prezydenta Dudy idą jakieś konkrety. Jego wypowiedź była zdawkowa. Program zakupu okrętów Orka, nierozwiązalnie powiązany z tomahawkami, jest bardzo opóźniony. Początkowo, około 2013 roku, deklarowano dostawę pierwszego okrętu podwodnego nawet przed 2020 rokiem. Teraz jest mowa o 2025 roku. Poprzedni szef MON Antoni Macierewicz deklarował podjęcie stosownych decyzji do końca 2017 roku. Nic takiego się jednak nie stało i nadal nie wiadomo nawet, w jaki sposób mają zostać zakupione okręty. Według ostatnich deklaracji MON trwają analizy.
Program Orka ma być jednym z priorytetów modernizacji wojska, ale brak konkretnych informacji o jego postępach. Jesienią 2017 roku Macierewicz napomknął także, iż Polska jest zainteresowana tomahawkami nie tylko w kontekście okrętów podwodnych. Nie wiadomo jednak, co miał na myśli.
USA i ZSRR w 1987 roku podpisały porozumienie zabraniające posiadania pocisków manewrujących w rodzaju tomahawków w wersji odpalanej z lądu. Amerykanie zezłomowali więc swoje systemy BGM-109G Gryphon i oficjalnie zaprzestali rozwoju takiego sprzętu.
Autor: mk / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: US Navy