Uważany za szefa jednej z najpotężniejszych grup mafijnych w historii Rosji Siergiej Michajłow chwali się, że dostał od Władimira Putina nagrodę w postaci luksusowego zegarka. Kreml zaprzecza, ale nie spieszy mu się do pełnego wyjaśnienia sprawy. Zaś w tle mamy historię sołncewskiego gangu i nieuchwytnego "Michasia".
Rosyjski prezydent z lubością potępia "dzikie lata 90." w Rosji, znane z chaosu, wysokiej przestępczości i gangsterskiego kapitalizmu. Od początku swoich rządów Putin podkreślał, że to on zaprowadził w kraju porządek. Do dziś większość Rosjan właśnie za to najbardziej ceni przywódcę.
Tym większe zaskoczenie budzi oświadczenie jednego z najbardziej znanych mafiosów tamtych czasów, który twierdzi, że Putin niedawno uhonorował go prezydenckim zegarkiem. Kreml temu zaprzecza.
Zegarek dla "Michasia"
Siergiej Michajłow, ps. Michaś, uważany był swego czasu za przywódcę potężnej mafii z Sołncewa (Sołncewska OPG, czyli po rosyjsku "zorganizowana grupa przestępcza"). Niedawno umieścił na swojej stronie internetowej informację, że 14 maja Władimir Putin wręczył mu nagrodę w postaci zegarka prestiżowej marki. Na dowód Michajłow umieścił w internecie zdjęcia rzeczonego zegarka oraz certyfikatu podpisanego przez Putina. Pudełko i inne detale zegarka wskazują jednoznacznie, że to nagroda od prezydenta Rosji.
Michajłow twierdzi, że został uhonorowany prezydenckim zegarkiem za aktywność dobroczynną i pomoc weteranom II wojny światowej oraz wdowom po poległych sowieckich i rosyjskich żołnierzach.
Kreml: to fałszywka
Rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow twierdzi, że prezydent nie dawał niczego Michajłowowi. - To fałszywka - odpowiedział Pieskow na pytanie zadane przez rozgłośnię Radio Wolna Europa. Ale zapytany, czy w tej sprawie Kreml skontaktuje się z Michajłowem i zażąda sprostowania, rzecznik Putina odrzekł: - Nie. Czemu mielibyśmy to robić?
Ale Michajłow też nie ustępuje, twierdzi, że wszystko jest prawdą. Podkreśla, że jego fundacja przekazała ponad 100 mln dolarów przez ostatnie 20 lat, więc nikt nie powinien być zaskoczonym, że zauważył to także Kreml.
Dlaczego o zegarku dla Michajłowa zrobiło się głośno dopiero teraz, skoro Putin miał mu go wręczyć już w połowie maja? Otóż zdjęcia i informację ze strony Michajłowa opublikował na swojej stronie znany bloger i krytyk Kremla, Andriej Malgin.
"Na koniec przepraszali"
Siergiej Michajłow był uważany przez organy ścigania w Rosji, USA i Europie za jednego z głównych rozgrywających w rosyjskim świecie przestępczym. Ale też nigdy nikomu nie udało się go skazać. W liście otwartym do mediów Michajłow bronił niedawno swojej reputacji: "To prawda. Byłem zatrzymywany. I w Rosji i za granicą. Ale na koniec zawsze mnie przepraszali".
Michajłow, swego czasu zapaśnik, miał stać się jednym z liderów sołncewskiej mafii już na początku jej aktywności, pod koniec lat 80. XX wieku. Nazwa grupy pochodzi od jednego z przedmieść Moskwy. Sołncewo w ostatnich latach ZSRR i pierwszych latach istnienia Federacji Rosyjskiej zasłynęło z niezwykłej brutalności w ściąganiu haraczy.
- Po raz pierwszy o Michajłowie usłyszałem w 1987 roku, kiedy sołncewska grupa zbierała pieniądze "za ochronę" od ulicznych kiosków w Moskwie - mówi Nikołaj Uporow. Ten były oficer stołecznej milicji zeznawał przeciwko Michajłowowi w procesie w Genewie w 1998 r.
Nieuchwytny
Po raz pierwszy Michajłow został jednak aresztowany i oskarżony o wymuszenia wraz z innymi członkami gangu już w 1989 r. Ten proces zakończył się fiaskiem, bo nikt nie chciał zeznawać. Potem Sołncewska OPG rozszerzyła swoją działalność przestępczą na handel bronią i narkotykami, zaś Michajłow wyjechał do Europy i osiadł w Szwajcarii.
Tam został aresztowany w październiku 1996 roku i oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Ale i w tym wypadku pojawiły się problemy. Szwajcarska prokuratura chciała w 1997 roku wezwać na proces jako świadka niejakiego Wadima Rozenbauma. Nie przyjechał - został zastrzelony w swoim domu w holenderskim mieście Oirschot. Inni zeznający występowali w kamizelkach kuloodpornych.
Ostatecznie sąd uniewinnił Michajłowa z powodu braku dowodów. Szwajcarska prokuratura bardzo narzekała na brak woli współpracy w śledztwie ze strony rosyjskich kolegów. W 1999 roku prokurator generalny Rosji przyznał, że Michajłow został uniewinniony z powodu braku koordynacji między dwoma krajami.
W 2002 roku rosyjska milicja wkroczyła do letniej rezydencji Michajłowa w związku ze śledztwem dotyczącym wymuszania i porwań. Mężczyzna nie został jednak nigdy w tej sprawie oskarżony.
Pod ochroną?
Dlaczego Michajłowa nigdy nie udało się skazać? Odpowiedź na to pytanie kryje się być może w depeszy amerykańskiej ambasady w Moskwie ujawnionej w czasie afery Wikileaks przez dziennik "The Guardian". Cytowany w depeszy ekspert mówi o "bliskich związkach" rosyjskiego MSW i FSB z podziemiem kryminalnym. Jego zdaniem FSB zapewnia "prawdziwą" ochronę sołncewskiej mafii.
Sam Michajłow zawsze powtarzał, że jest uczciwym biznesmenem i zaprzeczał związkom z Sołncewem. Faktem jest, że w putinowskiej Rosji "Michaś" doskonale odnalazł się w kręgach politycznej elity, w kręgach wojskowych, biznesowych i nawet religijnych. Fotografował się m.in. z czołowymi deputowanymi Dumy i hierarchami Cerkwi.
Na swojej stronie internetowej Michajłow twierdzi też, że cztery dni przed formalną aneksją Krymu dostał medal upamiętniający "zjednoczenie" Rosji z półwyspem od admirała Władimira Czerniawina, byłego dowódcy floty ZSRR, a potem Rosji.
Eksperci się dziwią
Nawet biorąc dobre układy Michajłowa z elitą, dziwić musi osobiste zaangażowanie się w uhonorowanie osoby wiązanej wciąż z mafią samego Putina - uważa Mark Galeotti, jeden z najlepszych znawców rosyjskiego podziemia kryminalnego.
Z kolei Siergiej Kaniew, dziennikarz śledczy "Nowej Gaziety", nie wyklucza, że Michajłow mógł dostać zegarek od jakiejś organizacji lub instytucji, która wręcza takie nagrody "w imieniu prezydenta czy premiera", a sam Putin nie musiał nawet wiedzieć, w czyje ręce trafiają takie upominki.
Autor: //gak/kwoj / Źródło: rferl.org, tvn24.pl