Byli birmańscy urzędnicy oskarżyli demokratycznie wybraną przywódczynię Aung San Suu Kyi o przyjmowanie łapówek i oszustwa wyborcze. Nagranie z ich zeznaniami opublikowano w czasie konferencji prasowej przedstawicieli junty wojskowej, która na początku lutego przejęła władzę w Mjanmie.
Wojsko pokazało zeznania byłego premiera prowincji Rangun, Phyo Min Theina, który powiedział, że wielokrotnie odwiedzał Aung San Suu Kyi i dawał jej łapówki, "kiedy tylko była taka potrzeba". Miała ona przyjmować gotówkę, sztabki złota i jedwab. Pokazano również burmistrza stolicy kraju, Naypyidaw, twierdzącego, że partia Suu Kyi - Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD) - dopuściła się oszustw wyborczych poprzez dodawanie fikcyjnych głosów, w tym w jednym z miast potroiła ich liczbę.
"Niegodne" protesty
Wojsko oficjalnie wyraziło również przy okazji smutek z powodu śmierci 164 demonstrantów podczas zamieszek w kraju, ale jednocześnie oskarżyło protestujących o powszechne niszczenie mienia i podsycanie niepokojów. Rzecznik junty Zaw Min Tun powiedział na konferencji prasowej, że jest mu "przykro z powodu ich (demonstrantów) strat, ponieważ są oni również naszymi obywatelami". Poinformował, że podczas zamieszek zabitych zostało dziewięciu członków sił bezpieczeństwa.
Dodał, że strajki w ramach protestów przeciw juncie i nie w pełni działające szpitale doprowadziły do śmierci obywateli, w tym z powodu COVID-19. Akcje protestacyjne nazwał "niegodnymi i nieetycznymi".
Przewrót w Mjanmie
Demonstranci w Mjanmie domagają się ustąpienia junty, która przejęła władzę 1 lutego w wyniku puczu, uwolnienia demokratycznie wybranej przywódczyni kraju Aung San Suu Kyi oraz przywrócenia władzy jej partii NLD, która rządziła krajem od 2016 roku i wygrała wybory parlamentarne w listopadzie 2020 roku. Armia twierdzi, że wybory były sfałszowane, choć komisja wyborcza nie wykryła nieprawidłowości.
Wojskowe władze krwawo tłumią protesty i walczą z informującymi o tym mediami. Według birmańskiego Związku Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP) od puczu zabito co najmniej 232 demonstrantów.
Junta zapowiedziała organizację kolejnych wyborów i przekazanie władzy ich zwycięzcom. Wielu Birmańczyków nie wierzy jednak w te zapewnienia i obawia się, że zamach stanu będzie początkiem długotrwałej, opresyjnej dyktatury.
Źródło: PAP