Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną śmierci Borysa Bieriezowskiego. W mediach pojawiły się już różne domysły: samobójstwo, atak serca, otrucie. Póki co policja mówi, że na obecnym etapie dochodzenia brak dowodów na udział "osób trzecich". Więcej wyjaśni sekcja zwłok, ale znajomi i przyjaciele Bieriezowskiego są przekonani, że to nie było samobójstwo.
Po raz ostatni żywego Bieriezowskiego miał widzieć jego ochroniarz w piątek o 22.30. Ciało znaleziono w łazience o godz. 15 w sobotę.Co się stało?Jurij Dubow, pisarz i bliski przyjaciel Bieriezowskiego, przyjechał do rezydencji kilka godzin potem. Jak mówił "The Daily Telegraph", "ochroniarz Borysa zauważył krótko po godz. 15, że telefon komórkowy szefa leży gdzieś w domu i ma kilkanaście nieodebranych połączeń od 11.30. To było nietypowe, bo Borys zawsze odebierał telefony."Ochroniarz twierdzi, że musiał wyważyć drzwi, które były zamknięte od środka.Jak dowiedział się "The Daily Telegraph", Rosjanin był ubrany, a na miejscu nie było śladów krwi. Z kolei "The Guardian" informuje, że obok ciała znaleziono szal.Po pierwszych działaniach w rezydencji i sprawdzeniu jej także pod kątem chemicznym, biologicznym i radioaktywnym, policja oświadczyła, że na tym etapie dochodzenia brak dowodów na udział "strony trzeciej". Przyczyny śmierci powinna wyjaśnić sekcja zwłok, którą zaplanowano na poniedziałek.Otoczenie oligarchy: To nie samobójstwoŚledczy przesłuchują rodzinę i przyjaciół, próbując odtworzyć ostatnie dni życia Bieriezowskiego i ustalić w jakim był stanie psychicznym.Osoby bliskie oligarsze stanowczo twierdzą, że nie targnąłby się on na własne życie. Miał za sobą tyle finansowych, politycznych i prawnych batalii, że nic nie mogło go już załamać - przekonują.W ostatnich miesiącach Bieriezowski mieszkał w rezydencji w Surrey, tuż koło Ascot, należącej do jego drugiej eks-żony Galiny. Para pozostawała w przyjacielskich relacjach po rozwodzie i Galina zaprosiła go, żeby zamieszkał w jej rezydencji po tym, jak musiał sprzedać swój własny dom w pobliskim St. George's Hill za 25 mln funtów żeby zebrać na honorarium dla prawników. Taki był efekt przegranej w ub.r. batalii sądowej z innym oligarchą Romanem Abramowiczem.Galina Bieriezowska przyjechała do rezydencji w niedzielne popołudnie zaraz po tym, jak została powiadomiona o śmierci Borysa. Początkowo śledczy nie chcieli jej wpuścić do środka, ale nie ustąpiła i weszła do domu. Jak powiedział "Guardianowi" Nikołaj Głuszkow, jeden z najstarszych przyjaciół Bieriezowskiego, Galina wyszła z domu przekonana, że został zamordowany. Ona sama nie rozmawiała jeszcze z mediami, ale Głuszkow, który widział się z nią krótko potem, powiedział: - Jestem przekonany, że Borys został zabity. Mam zupełnie inne informacje niż te publikowane w mediach."Borys został uduszony"Głuszkow to były wicedyrektor Aerofłotu, który - podobnie jak Bieriezowski - uciekł z Rosji do Wielkiej Brytanii. Zauważa, że wielu emigrantów rosyjskich w Anglii zmarło w dziwnych okolicznościach. - Borys został uduszony. Albo sam to zrobił, albo z czyjąś pomocą. Ale ja nie wierzę w samobójstwo.Przyjaciele oligarchy zaprzeczają też pierwszym doniesieniom medialnym, że Bieriezowski po przegranej batalii sądowej z Abramowiczem pogrążył się w depresji. - Nie wierzę w to co się mówi o depresji i samobójczych nastrojach Borysa. To okropne. To bzdura - mówi Głuszkow. Niemal do końca oligarcha utrzymywał bliski kontakt z rodziną - szóstką dzieci z trzech kolejnych małżeństw.Wdowa po Aleksandrze Litwinience powiedziała jeszcze w niedzielę, że Bieriezowski miał "wielu wrogów" i jest "nieprawdopodobne", żeby popełnił samobójstwo. Marina Litwinienko powiedziała "The Daily Telegraph", że widziała się z Bieriezowskim miesiąc temu i był on w dobrym nastroju.
Autor: //gak/k / Źródło: The Guardian, The Daily Telegraph