Delegacja NATO poleci do Tbilisi. Jedzie na pierwsze spotkanie specjalnej komisji, która pomoże Gruzji m.in. wydźwignąć się z wojennych zniszczeń. Moskwa protestuje, a dyplomaci Paktu nieoficjalnie przyznają: To więcej niż gest - pisze "Gazeta Wyborcza".
Komisja NATO - Gruzja zbierze się w poniedziałek. To pierwszy przyczółek Sojuszu w tym kraju, powstały w miesiąc po zakończeniu wojny z Rosją. Na czele delegacji NATO stanie jego szef Jaap de Hoop Scheffer. I to on wraz z prezydentem Micheilem Saakaszwilim podpisze umowę o powołaniu Komisji.
- Uzgadniamy właśnie tekst oświadczenia na tę uroczystość. Toasty wzniesiemy gruzińskim winem - mówi gazecie jeden z dyplomatów z dużego kraju Sojuszu. Ambasadorowie Paktu spotkają się z gruzińskim rządem i opozycją oraz przedstawicielami OBWE i Rady Europy.
Do Tbilisi delegacja poleci polskim TU-154. To pomysł szefa MSZ Radosława Sikorskiego zaaprobowany przez premiera Donalda Tuska. - Sojusznicy z NATO doceniają logistyczne wsparcie Polski - mówią źródła "GW" w Brukseli.
Komisja NATO - Gruzja ma być podobna do tej, którą Pakt ma z Ukrainą. - To więcej niż gest - podkreślają źródła dyplomatyczne "GW" w Kwaterze Głównej NATO. Celem Komisji, która będzie zbierać się na różnych szczeblach (od prezydentów, premierów czy ministrów po ambasadorów i ekspertów), jest pogłębienie współpracy z Tbilisi i pomoc Gruzji w wydźwignięciu się z wojennych zniszczeń.
Moskwa przeciwna, ale osamotniona
Bardzo nerwowo na powołanie Komisji NATO - Gruzja zareagowała Moskwa. W środę ambasador Rosji przy Sojuszu wezwał do odwołania wyjazdowego posiedzenie natowskich ambasadorów. - Wizytę na tak wysokim szczeblu odczytujemy jako wojskowe i polityczne poparcie dla reżimu Saakaszwilego - grzmiał Dmitrij Rogozin. NATO nie zmieniło jednak planów.
To nie była jedyna klęska dyplomatyczna Rosji w Kwaterze Głównej Sojuszu. Na środowym posiedzeniu Rady Partnerstwa Euroatlantyckiego nikt nie poparł Rogozina, który miotał gromy pod adresem przedstawiciela Gruzji i oskarżał ambasadorów Paktu o cynizm. Do Rady należą 44 kraje - poza natowskimi m.in. byłe radzieckie republiki i państwa leżące w nieoficjalnej rosyjskiej strefie wpływów, jak Armenia, Azerbejdżan, Kazachstan, Kirgistan, Mołdawia, Tadżykistan, Turkmenia i Uzbekistan.
Ambasadorowie państw partnerskich skrytykowali za to Rosję za nieproporcjonalne użycie siły w Gruzji. Jak mówią dyplomaci w Kwaterze Głównej, dla Kremla była to niemiła niespodzianka. I kolejny dowód samotności na scenie międzynarodowej po odmowie uznania przez jakikolwiek kraj byłego ZSRR niepodległości Osetii Południowej i Abchazji.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: EPA