Prawie stu agentów dawnej bezpieki z okresu komunistycznego znalazło się na listach kandydatów do parlamentu, który Bułgarzy wybiorą w niedzielę. Ta liczba świadczy o głównym problemie tego kraju – cząstkowych i niekonsekwentnych reformach.
"Jak patrzę na tych 98 kandydatów, zdaje sobie sprawę, że w ostatnim ćwierćwieczu zmieniała się tylko zwycięska partia, a SB przez cały czas pozostawało drugą siłą parlamentarną" – napisał znany analityk Nikołaj Słatinski. - Tak dalej być nie może. Kraj należy wyciągnąć z postkomunistycznego bagna – powiedział tymczasowy premier Georgi Bliznaszki na pięć dni przed wyborami.
Tymczasem w programach głównych partii politycznych, od których będzie zależeć polityka państwa, konkretów brakuje. "Nie można w nich znaleźć nawet szkicu wizji tego, jak przeprowadzić reformy w kluczowych sektorach, wymagających drastycznych zmian – ochronie zdrowia, ubezpieczeniu społecznym, oświacie, systemie sądowniczym. Zachęca się do głosowania nie za konkretną politykę, a na mniejsze zło" – napisał tygodnik finansowy "Kapitał".
A konkrety?
Jednym z nielicznych konkretów w programach politycznych jest zapowiedź lewicy dotycząca zniesienia obowiązującego od 2008 roku 10-proc. podatku liniowego. Jest to jednak raczej ukłon w stronę własnego elektoratu, niż realny zamiar, gdyż podatek wprowadziła sama lewica, a w nowym parlamencie będzie ona w opozycji. Z braku konkretów programowych, część polityków startujących w wyborach snuje apokaliptyczne przepowiednie. Dotyczy to przede wszystkim lidera centroprawicowej partii GERB, która rządziła w okresie 2009-2013 Bojko Borysowa, który ma największe szansę na zwycięstwo tej kampanii i stanowisko premiera. - Takiego rozkładu państwa nie obserwowaliśmy jeszcze nigdy w naszej historii. Teraz już chodzi o rząd ocalenia narodowego. Jeżeli kraju nie uratujemy teraz, w styczniu nie będzie już czego ratować – powiedział Borysow.
Od chwili wyznaczenia daty wyborów powtarza on, że jeżeli jego partia nie otrzyma wystarczającej liczby głosów, by rządzić samodzielnie, nie utworzy gabinetu i dojdzie do nowych wyborów. Takiego scenariusza nie wyklucza również obecny premier. Rząd tymczasowy, który sprawuje władzę od rozwiązania parlamentu w sierpniu do ukonstytuowaniem się nowego zgromadzenia, uznał, że sytuacja finansowa kraju jest bardzo poważna i opracował już projekt nowelizacji budżetu. Przewiduje on podniesienie deficytu budżetowego do 4 proc. PKB, zaciągnięcie do końca 2014 roku kolejnych 4,5 mld lewów (2,25 mld euro) długu i udzielenie państwowych gwarancji bankowych rzędu 2 mld lewów (1 mld euro) funduszowi gwarantującemu depozyty bankowe. Z kredytu sfinansowany będzie deficyt budżetowy w wysokości 1,7 mld lewów (850 mln euro), choć jego część może być też wykorzystana na wsparcie płynności systemu bankowego - wyjaśnił minister finansów Rumen Porożanow. Oznacza to, że tymczasowy gabinet stwarza swym następcom możliwość uratowania, za pomocą środków z budżetu, zamkniętego od czerwca Korporacyjnego Banku Handlowego (KTB), czwartej pod względem wielkości instytucji finansowej w kraju. Zaciągnięcie kredytu w takiej wysokości podniosłoby stosunek zadłużenia do PKB z obecnych 22,8 proc. do 28,4 proc.
Związki zawodowe i organizacje pracodawców odrzuciły rządowy projekt, który został mimo to zaaprobowany na środowym posiedzeniu gabinetu.
Nie jest tak źle?
Według niezależnych ekonomistów sytuacja gospodarcza kraju nie stwarza przesłanek do snucia apokaliptycznych prognoz. - W latach, w których mamy wybory, bilans budżetowy zawsze się pogarsza, a przyczyną jest nasilanie się populizmu – uważa Georgi Angełow z Instytutu Otwartego Społeczeństwa. Sytuacja gospodarcza kraju, choć zdecydowanie nie jest dobra, do czego przyczynił się kryzys ukraiński, powodzie, rosnący deficyt budżetowy i nierozwiązana kwestia banku KTB, nie jest jednak katastrofalna - uważa Angełow. Według Krasena Stanczewa z Instytutu Gospodarki Rynkowej „katastrofy nie ma” i takie oceny mają na celu wmówić wyborcom, że sytuacja jest podobna jak w latach 1996-97, kiedy to za rządów lewicy doszło do upadłości 14 banków i 300-procentowej inflacji. Zdaniem Georgi Ganewa z Ośrodka Liberalnych Strategii istotnym problemem jest to, czy następny rząd odważy się na przeprowadzenie bolesnych reform, takich na przykład, jak liberalizacja rynku energii, dywersyfikacja dostaw energii, czy podniesienie wieku emerytalnego w tym dla służb mundurowych.
Analitycy dopatrują się w negatywnych prognozach specyficznej strategii wyborczej. - Przestraszonego wyborcę łatwiej można zmobilizować i łatwiej nim manipulować, bo jest on skłonny oddać głos na typowanego zwycięzcę w imię budowania "stabilnego" rządu, który ma go ocalić przed nadchodzącą katastrofą - uważa dziennikarz Jasen Bojadżijew.
Centroprawica górą
Sondaż agencji Alpha Research, przeprowadzony 29-30 września, wskazuje, że przy spodziewanej frekwencji, która wyniesie około 60-62 proc., centroprawicowy GERB otrzyma 34,1 proc. głosów, Bułgarska Partia Socjalistyczna – Lewicowa Bułgaria - 19,1 proc., zrzeszający bułgarskich Turków Ruch na rzecz Praw i Swobód - 15,4 proc. Do parlamentu wejdą również: centroprawicowy Reformatorski Blok, populistyczna partia Bułgaria bez Cenzury oraz nacjonalistyczny Patriotyczny Front. Wyniki badania Alpha Research są zbieżne z sondażami przeprowadzonymi przez inne agencje. Według nich GERB nie otrzyma niezbędnej większości, by samodzielnie utworzyć rząd. Koniecznością stanie się utworzenie koalicji, czego lider GERB stara się uniknąć.
Autor: mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: CC BY SA Wikipedia | Gogcheto