Alaksandr Łukaszenka zrobił krok w tył, ale zagrożenie nadal jest poważne. Konfrontacja pomiędzy protestującymi a resortami siłowymi wydaje się być nieunikniona - ocenił w poniedziałek wieczorem dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi.
Od ponad tygodnia trwają na Białorusi protesty po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich, które odbyły się 9 sierpnia. Zdaniem opozycji wyniki zostały sfałszowane. W czasie kolejnych manifestacji dochodziło do starć manifestujących z milicją. Tysiące osób zostało zatrzymanych.
"Trwa karnawał wolności"
- W momencie, gdy do protestów dołączyły wszystkie zakłady pracy, Alaksandr Łukaszenka miał do wyboru: albo wysłać wojsko na ulice i strzelać ostrą amunicją - i to by była już masakra, tam byłyby setki, tysiące, być może ofiar - albo zrobić krok do tyłu. On zrobił krok do tyłu - powiedział w TVN24 dziennikarz Andrzej Poczobut.
Dodał, że "Białorusini cieszą się, że po raz pierwszy odzyskali ulice i place". Wspomniał, że wcześniej na Białorusi nie można było organizować wiecu na centralnym placu, jeżeli nie robili tego Łukaszenka i jego urzędnicy. - Teraz wszystkie centralne place są zajęte przez ludzi. Tam odbywają się wiece, tam odbywają się dyskusje i trwa karnawał wolności - mówił Poczobut.
Ocenił, że Łukaszenka postanowił przeczekać, spodziewa się, że ta fala być może minie i nie zamierza oddawać władzy.
Poczobut: Białorusini widzą, że Łukaszenka jest przestraszony
Pytany, czy istnieje na Białorusi obawa, że jednak nastąpi odwet, że Łukaszenka uzna, że to mu za bardzo szkodzi, przyznał, że "jest ryzyko pacyfikacji".
- Łukaszenka mówił o tym, że tylko dopiero po swojej śmierci odda władzę - przypomniał Poczobut. - On demonstruje poparcie, jakoby istniejące, od ludzi, demonstruje jakoby istniejące poparcie od Putina. Dzwonił do Putina, prosił go o wsparcie militarne w wypadku zagrożenia - zauważył.
- Alaksandr Łukaszenka wysyła różne sygnały, ale z punktu widzenia Białorusinów, którzy znają go 26 lat, oni widzą, że on się nie zachowuje tak jak zwykle. Oni widzą, że on nie jest pewny swego, widzą, że jest wystraszony - mówił Poczobut.
- Jeżeli ktoś przez 26 lat straszył kraj, a teraz ludzie widzą, że on się sam boi, to ludzie są szczęśliwi i zadowoleni z tego powodu - podkreślił. Zaznaczył jednak, że "zagrożenie masakrą nadal jest poważne".
"Konfrontacja wydaje się nieunikniona"
- Moim zdaniem jedyną drogą, która pozwala Łukaszence utrzymać władzę, jest użycie ostrej przemocy. Myślę, że te sceny, niestety, jeszcze czekają nas, że to przechylenie jeszcze będzie miało miejsce. Jak brutalne ono będzie, nie wiadomo, ale ta konfrontacja wydaje się nieunikniona pomiędzy protestującymi a resortami siłowymi - ocenił Poczobut.
W wyborach prezydenckich na Białorusi, które odbyły się 9 sierpnia, ubiegający się o piątą reelekcję Alaksandr Łukaszenka, według wstępnych oficjalnych wyników, otrzymał ponad 80 procent głosów. Jego główna rywalka, kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska, uzyskała 10 procent poparcia.
Źródło: TVN24