Kilku uzbrojonych mężczyzn wjechało przed świtem vanem w siedzibę Microsoftu w Atenach, próbując wysadzić ją w powietrze. Samochód był wyładowany kanistrami z benzyną, ale napastników w porę zauważył jeden z pracowników firmy, który powiadomił policję. Spłonęło lobby i część fasady. Nikt nie został ranny.
Szef Microsoftu w Grecji, Ernst-Jan Stigter, został obudzony telefonem z policji i przyjechał do firmy.
- Podobno pojawili się ok. 4.30 nad ranem. Trzech ludzi próbowało wysadzić biuro w powietrze. Wjechali vanem w budynek roztrzaskując wejście, wyciągnęli kanistry z benzyną i zaczęli ją wszędzie rozlewać. Gdy przyjechałem tu godzinę później, sytuacja była już opanowana. Na miejscu była policja - mówił.
Lewicowe bojówki?
Prawie doszczętnie zniszczone zostało lobby biura korporacji, a płomienie sięgnęły około 10 metrów, "wspinając się" po fasadzie budynku na wyższe piętra. W chwili pojawienia się na miejscu policji i straży pożarnej palił się bowiem cały van, zaparkowany kilka metrów przed wejściem.
Policja nie wie jeszcze, kto jest odpowiedzialny za atak. O podobne podpalenia podejrzewa się z reguły lewicowe organizacje ekstremistyczne używające prawie wyłącznie kanistrów z benzyną jako znaku rozpocznawczego całego "ruchu" sprzeciwku wobec kapitalizmu.
Strażacy oszacowali straty na ok. 60 tys. euro.
Autor: adso\mtom / Źródło: Reuters