Po czwartkowym posiedzeniu konferencja przewodniczących Parlamentu Europejskiego zdecydowała, że nie skieruje na razie wniosku o odwołanie Ryszarda Czarneckiego z funkcji wiceprzewodniczącego parlamentu - wynika z informacji, jakie uzyskał w Strasburgu korespondent TVN24 i TVN24 BiS Maciej Sokołowski. Mówiło się, że taki wniosek może trafić pod obrady Europarlamentu już na najbliższej, lutowej sesji.
Szef PE i szefowie frakcji, zanim podejmą decyzję, chcą spotkać się z Ryszardem Czarneckim i Różą Thun by usłyszeć ich wyjaśnienia. Odłożenie decyzji przez liderów frakcji i przewodniczącego PE na gorąco skomentowała Róża Thun.
- Niesamowicie niepokojący i martwiący jest fakt, że konferencja przewodniczących, czyli najważniejsze ciało w PE, zamiast zajmować się tym, jak dobrze ułożyć budżet, nad którym zaczynamy pracować, (...) zajmuje się tym, jak ukarać polskiego wiceprzewodniczącego, który w ohydny sposób obraża polską europosłankę - powiedziała europosłanka PO.
Czarnecki łagodzi stanowisko
Do decyzji konferencji przewodniczących odniósł się też Ryszard Czarnecki. - Oczywiście spotkam się z przewodniczącym (PE - red.) Antonio Tajanim. Ze spokojem oczekuję tego spotkania i cieszę z się z niego - powiedział. Dodał, że nie będzie spekulować, co wpłynęło na taką decyzję konferencji przewodniczących.
Czarnecki pisze list
Korespondent TVN24 i TVN24BiS Maciej Sokołowski dotarł do listu, który skierował Czarnecki do przewodniczącego PE jeszcze przed rozpoczęciem czwartkowego spotkania. Łagodzi w nim swoje dotychczasowe stanowisko w sprawie sporu z Różą Thun. Napisał do Tajaniego, że nie użył wobec europosłanki słowa "szmalcownik", tylko jako historyk zwrócił uwagę na negatywne zjawiska z dziejów Polski.
Jak dodaje europoseł PiS w liście, liczy na to, że pozostanie na stanowisku w tym szczególnym czasie dla Polski, gdyż "trwa poszukiwanie sposobu na przełamanie różnic w relacjach z UE, pod przewodnictwem naszego nowego premiera".
Czarnecki podkreśla, że list szefów czterech frakcji zawiera fałszywe zarzuty wobec niego i zapewnia, że chce nadal wypełniać swoją funkcję w sposób zgodny z regulaminem.
Decyzja - 1 lutego
Kwestia odwołania Czarneckiego pojawiła się po jego wypowiedzi pod adresem Róży Thun, europosłanki Platformy Obywatelskiej. Miał on porównać działania Thun do tego, co podczas ostatniej wojny robili szamalcownicy. Europoseł PiS podkreślił po raz kolejny, że nie ma za co przepraszać bo nie użył takiego porównania. - Porównałem negatywne stanowiska, postawy w polskiej historii średniowiecza, drugiej wojny światowej i obecnie. Jest dla mnie sytuacją nie do przyjęcia, żebym przepraszał za słowa, których nie wypowiedziałem - dodał Czarnecki.
Decyzja za kilka dni
Szefowie największych frakcji w PE oraz przewodniczący mogli dać zielone światło do skierowania wniosku o ukaranie Ryszarda Czarneckiego. Wstrzymali się jednak z podjęciem decyzji . Jak dowiedział się Maciej Sokołowski odłożyli ją do 1 lutego, czyli swojego kolejnego spotkania.
Zgodnie z art. 20 regulaminu PE, deputowanemu PiS grozi utrata część finansowych przywilejów, a nawet utrata stanowiska wiceprzewodniczącego PE.
Jeśli Czarnecki straciłby stanowisko, byłby to pierwszy tego typu przypadek w historii izby.
List liderów frakcji
Tydzień temu liderzy czterech grup politycznych europarlamentu - Manfred Weber (EPL), Gianni Pittella (S&D), Guy Verhofstadt (ALDE) i Philippe Lamberts (Zieloni) - napisali list do szefa izby Antoniego Tajaniego, domagając się odwołania Czarneckiego w związku z jego wypowiedzią nt. europosłanki Róży Thun (PO).
"W informacji opublikowanej na blogu 4 stycznia 2018 r. wiceszef Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki posunął się daleko, porównując naszą koleżankę Różę Thun do szmalcownika" - piszą w liście, który opublikował Verhofstadt. Wskazują, że Czarnecki w tej sprawie "odmówił przeprosin" w wywiadzie radiowym udzielonym 5 stycznia.
"PiS chce wyprowadzić Polskę z UE"
Sprawa rozpoczęła się od występu Róży Thun w 30-minutowym materiale niemiecko-francuskiej telewizji Arte na temat sytuacji polityczno-społecznej w Polsce pod rządami PiS. Pokazano w nim m.in. fragmenty antyrządowych demonstracji.
- O demokrację walczyliśmy w Polsce od dekad, a oni (PiS) chcą to wszystko zniszczyć. Jak tak dalej pójdzie, w Polsce nastanie dyktatura ale my się nie zgodzimy na to (...) Jak się raz zniszczy demokrację i wolność, to nie wiem jak to odbudować - powiedziała Thun w reportażu.
Europosłanka PO w materiale została sportretowana jako jedna z liderek sprzeciwu wobec niedemokratycznych działań rządu PiS. W reportażu pojawiają się ujęcia z jej udziału w demonstracjach antyrządowych, spotkaniach ze zwolennikami opozycji oraz unijnymi politykami.
W materiale telewizji Arte Thun występuje również w obronie tych, którzy mieli narazić się obecnym polskim władzom. Wśród nich znajduje się młodzież ze świętokrzyskich szkół, którym kurator oświaty zabronił zaproszenia posłów opozycji na lekcje wiedzy o społeczeństwie, ale także pani Alina z Kielc, która w tym mieście zorganizowała czarny protest i została ukarana grzywną za transparent pokazujący znak Polski Walczącej z dwoma piersiami.
Europosłanka PO w filmowym reportażu podkreślała: - Jestem przekonana, że PiS chce wyprowadzić Polskę z UE. Ale Polacy są bardzo proeuropejscy. Dlatego stopniowo budzi się lęk przed Niemcami. Tłumaczy się, że UE jest przez nich sterowana i niebezpieczna. Ryszard Czarnecki komentując wypowiedzi Thun powiedział 3 stycznia w wywiadzie dla portalu Niezależna.pl: "Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj. (...) Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję. Miejmy nadzieję, że wyborcy to zapamiętają i przy okazji wyborów wystawią jej rachunek".
Wypowiedź ta potem została opublikowana na jego blogu.
"Nie przeproszę"
W czwartek przed posiedzeniem konferencji przewodniczących Czarnecki powiedział, że nie czuje się winny. - Oceniałem negatywnie, oceniam negatywnie i dalej tak będę oceniał tych polityków w Polsce i te osoby życia publicznego, które atakują nasz kraj na arenie międzynarodowej - powiedział Czarnecki.
Jednak iderzy grup PE słowa Czarneckiego nazwali "niedopuszczalnymi i poniżającymi", "przekraczającymi granice dyskursu politycznego, na poziomie osobistym i instytucjonalnym".
"Zajadłe ataki, mające zdyskredytować szanowanych europosłów, którzy bronią europejskich wartości, stały się codziennością" - napisali w liście. Autorzy listu chcą, żeby szef PE zastosował wobec Czarneckiego "sankcje zgodnie z zasadami praworządności PE".
Autor: ptd/adso / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: UE